Mieliśmy ambicje zapoznać ich z koncepcją rozwoju regionu turystycznego "Kraina lessowych wąwozów", z pięknem i tradycjami naszej ziemi lubelskiej, udowodnić słuszność wyboru naszego konsorcjum jako miejsca zakwaterowania jednej z drużyn Mistrzostw Europy 2012, pokazać skuteczność wykorzystania środków Unijnych. Chęci było dużo, a czasu mało. Postanowiliśmy pokazać gminy: Nałęczów, Wojciechów, Janów Podlaski, Kazimierz, Puławy, Ponia- Jadą goście, jadą towa, Wąwolnica, należące, oprócz Janowa, do "Krainy Lessowych Wąwozów", a także Lublin, gdzie byliśmy gośćmi Urzędu Marszałkowskiego. Wszystko w cztery dni.
Wąwozy ?!
Nie było trudno wytłumaczyć dziennikarzom koncepcję promocji regionu turystycznego, ale co to są lessowe wąwozy?
Nieprzetłumaczalne, podczas gdy język polski posiada kilka wyrażeń określających te rzeźby terenu, jak wąwóz, parów, jar, języki niemiecki i angielski nie mają odpowiedników. Nie było rady, do i tak bardzo bogatego programu należało dodać choć krótki spacer po wąwozach. Wąwóz Głowackiego w Nałęczowie oraz wąwóz Korzeniowy w Kazimierzu Dolnym dokonały tego, czego język i fantazja nie były w stanie. Zwiedzanie wąwozów zakończyło się "aha! efektem", który od tej pory powtarzał się z regularnością godną przedstawicieli narodu, o którym mówimy, że jest dokładny i kocha porządek.
Atrakcje lessowej krainy
Nałęczów przedstawił się jako Uzdrowisko z jego historią oraz teraźniejszością. Aha! Poziom europejski. Kajmaczek w "Jaśminowej" też pyszny. Wojciechów przyjął nas kapelą w strojach ludowych w Muzeum Kowalstwa, rozbawił pokazem kowala oraz oczarował kościółkiem modrzewiowym z kurdybanami- trzy razy aha! Nie należy przemilczeć muzeum minerałów i wspaniałej kolacji w Młynie Hipolit. Za sprawą wódki, której dziennikarze skosztowali dopiero po 54 godzinach od chwili postawienia nogi na ziemi polskiej, atmosfera rozluźnia się. Obcy sobie dotychczas dziennikarze z różnych krańców Niemiec przechodzą na "ty".
Świadkowie orientu
W Lublinie znów rozszerzenie napiętego programu. Nieopatrznie zapewniliśmy, że jeśli będą sugestie dotyczące zmiany programu, chętnie je uwzględnimy. Niemiecka grupa, której średni wiek leżał poniżej 40-tki, popro- siła o wizytę na Majdanku, której nie planowaliśmy. Nie znali dotąd tego, co zobaczyli.
Byli poruszeni. Najpóźniej w tym miejscu należy dodać, że po Lublinie oprowadzała nas świetna niemieckojęzyczna przewodniczka, która w sposób kompetentny i bardzo taktowny potrafiła oprowadzić grupę młodych Niemców po obozie, nie wywołując w nich wyrzutów sumienia za grzechy dziadów. Zwiedzanie Lublina zakończyliśmy w Kaplicy Trójcy Świętej, wybudowanej za czasów Kazimierza Wielkiego na Zamku Lubelskim, a ozdobionej z inicjatywy Władysława Jagiełły i za aprobatą mieszczan lubelskich przez malarzy ruskich polichromią według sztuki wschodniej, którą król przedkładał nad łacińską. Nieprzeciętny świadek koegzystencji orientu i okcydentu europejskiego na ziemiach polskich. I znów aha! Janów Podlaski, północnowschodni kraniec Lubelszczyzny, prawie dwusetletnia (rok założenia 1817) stadnina arabów. Historyczne zabudowania, wiodąca w świecie hodowla koni arabskich - aha! Do Nałęczowa wróciliśmy o wpół do dwunastej w nocy, rozespani, rozmarzeni.
Niezatarte wrażenia
I znów pracowity dzień: Kazimierz Dolny - przepiękny przełom Wisły, Puławy- Pałac Czartoryskich i boiska sportowe, Poniatowa - szczyt kulminacyjny. Miasteczko lubelskie, kiedyś siedziba Poniatowskich, ładnie położone, choć bez zabytków, za to z ludźmi, którym należy pozazdrościć koncepcji życia, siły przebicia, talentu. Wiceburmistrz przyjmuje nas w języku niemieckim, Pan Danielewicz, założyciel i dyrektor "Scholares Minores pro Musica Antiqua" po angielsku, jego "szczygiełki", punkt kulminacyjny spotkania, śpiewają po polsku- z pasją, dyscypliną, talentem. Wrażenie nie do zatarcia. Kolacja w hotelu u państwa Słowików. Atmosfera pobratania, zawarty między dziennikarzami a nami pakt do spraw lobbingu na rzecz zakwaterowania w trójkącie Nałęczów, Kazimierz Dolny, Puławy drużyny niemieckiej, na rzecz ewentualnego partnerstwa miejscowości Niemiec z miejscowościami Lubelszczyzny, na rzecz rychłego sprowadzenia "szczygiełków" na koncerty do Niemiec. Toast za przyjaźń polsko-niemiecką z przypomnieniem, że przez blisko czterysta lat, gdzieś między wiekami 14. a 18., zachodnia granica Polski, a więc z dzisiejszymi Niemcami, była jedyną granicą w Europie, na której panował pokój. Czterysta lat pokoju w okresie przemian systemów, strącania monarchii- to zobowiązuje. Zagubiłam się w zliczaniu efektów aha! Opuszczaliśmy hotel państwa Słowików w momencie zakończenia meczu piłki nożnej pomiędzy Polską a Kazachstanem. Zanim zdążyłam przetłumaczyć wynik, ktoś z publiczności dyskoteki powiedział po niemiecku 3:1. Ożywiona dyskusja dziennikarzy z niemieckojęzycznym bywalcem dyskoteki w Poniatowej- niech ktoś śmie powiedzieć, że mamy trudności językowe.
Żal wyjeżdżać
W niedzielę Wąwolnica, i znów pięknie po niemiecku mówiąca przewodniczka, kaplica z rzeźbą cudownej Matki Boskiej, muzeum - wykopaliska z okresu krzemienia, Bazylika z rzeźbą Matki Boskiej przypisywaną Witowi Stwoszowi, ołtarz z rodzicami Matki Boskiej św. Joachimem i św. Anną, przejazd bryczkami do Kębła, szybka wizyta na wyciągu narciarskim w Rąblowie. Tu dwa razy aha! - armatki śnieżne znali, ale letniej deski na kołach i z hamulcem oraz grzańca z piwa nie znali. Po wczesnym lunchu w kwaterze agroturystycznej pani Szyszkowskiej wyjazd na lotnisko warszawskie. Wysiedliśmy zamyśleni, koniec bajki, koniec pięknej przygody. Na pożegnanie Franz uścisnął mnie bez słowa. Było to dowód uznania dla naszej gościnności, bogactwa duchowego oraz piękna "Krainy Lessowych Wąwozów".
Lokalna Organizacja Turystyczna
"Kraina Lessowych Wąwozów"