Prus miał w Nałęczowie korowód znajomych z wszystkich warstw społecznych; latem koło towarzyskie powiększało się o letników i kuracjuszy, rekrutujących się głównie z inteligencji warszawskiej i lubelskiej. Tam Prus był w swoim żywiole. Nie nękały go terminy dostarczania kronik, mógł czas układać według własnych zachcianek, podczas długich spacerów po okolicy zbierał materiały do powieści, prowadził rozmowy z licznymi przyjaciółmi, odbywał kuracje, wypoczywał nerwowo i pisał.
"Pisał też prędko, prawie bez kreśleń, bez poprawek, równym swoim pismem, zawsze wyrażając niedbałość o pisanie. Pisał z odcinka na odcinek. W Nałęczowie zamykał się zwykle na noc w swoim pokoju, zabrawszy ogórek kwaszony i kawałek czarnego chleba; rano odcinek był gotów; pani Oktawia pilnowała, żeby "imiona nie były pomylone", i kompletowała egzemplarz wycinków. Kiedy była noc księżycowa, Prus nic mógł sypiać; ona też; więc chodzili po Nałęczowie, i wtedy to "Dębicki wykładał Madzi astronomię".(1)
Tak wspomina okres pisania "Emancypamek" osoba, która nie pozostała bez wpływu na genezę powieści, Oktawia Rodkiewiczowa. Prus znał tę młodą wdowę już od szeregu lat, ona towarzyszyła mu w wyprawach po materiały do "Placówki", ale latem 1890 roku, poprzedzającym druk pierwszych odcinków nowej powieści, wiele czasu spędzali razem na nie kończących się dyskusjach. Fama literacka głosi, że bohaterka utworu zawdzięcza wiele swoich cech młodej idealistce nałęczowskiej, wobec której pisarz chętnie odgrywał rolę powierzoną w powieści profesorowi Dębickiemu. Listy pisarza do późniejszej pani Żeromskiej, raz poważne, raz żartobliwe, wprowadzają w niektóre problemy i motywy powieści:
"[...] kto Panią zapewnił, że nic ma innego życia, że to życie nie jest tylko koniecznym wstępem do tamtego i że celem naszego istnienia nic jest: zdobyć jak najwyższą doskonałość w granicach naszych sił? I kto Panią nareszcie zapewnił, że wszelkie cierpienia, tęsknoty, nawet błędy nasze nie są koniecznym warunkiem naszego duchowego rozwoju i że każdy dzień nie przeżyty tutaj nie będzie stanowił wielkiej straty tam?
Powie pani, że tu są katechizmowe poglądy? Prawda. Dawność jednak jakichś poglądów nie jest dowodem ich fałszywości, czego dowodem choćby 2+2=4. Bardzo chciałbym skierować myśl Pani w tym właśnie celu. Niech mi Pani wierzy, że na pozór najnaiwniejsze legendy o życiu przyszłym nieraz zgadzają się z najwznioślejszymi wynikami wiedzy nowożytnej. Co jednak nie znaczy, ażeby również miały rację rozmaite kulty, ceremoniały, klerykalne przepisy i bigoteria wymiatająca kolanami śmiecie z kościelnej kruchy. [...]
Szczerze się cieszę, że w drugim liście nie wykłada mi już Pani swoich samobójczo-pesymistycznych teorii. Co ja mam dużo gadać na ten temat, więc powiem krótko: łaskawa Pani, te kilkadziesiąt funtów ciała i kości, jakie nam pożyczono na pewien czas, są rzeczą poważną. mają jakiś dalszy cel i nie mogą być lekceważone.
[...] W wieku naszym dotkliwie brak filozoficznego ukształcenia, kobietom mianowicie, i stąd rodzą się te hartmanizmy i szopenhaueryzmy nawet w głowach, które powinny mieć rejestr.
Niech więc Pani wyuczy się na pamięć, że: "trzeba żyć, aby by użytecznym, trochę szczęśliwym i dosięgnąć możliwej doskonałości". Poza tym wszystko jest głupstwem.
Tonę w rozmyślaniach o kwestii kobiecej, a myśląc o niej i rejestrując żywe fakta widzę, jak często i jak podle mężczyźni, a raczej: my, mężczyźni, wyzyskujemy kobiety. Odkrycie to mocno mnie skrusza i upokarza, i tym tylko pocieszam się, że między kobietami, od czasu do czasu, trafiają się takie gałgany, że płacą rodzajowi męskiemu z procentem." (2)
PRZYPISY:
(1) "Wspomnienia o Bolesławie Prusie"
(2) Listy z 4 i 19 XII 1890