NAJNOWSZY WYNALAZEK (W PRZYSZŁOŚCI) EDISONA "Kurier Codzienny" 1891, nr 176 Kiedy, spojrzawszy na termometr, zobaczyłem dwadzieścia pięć stopni "gorąca", kiedy, zastanowiwszy się nad sobą, doszedłem do wniosku, że skutkiem upałów jadam jak koliberek, sypiam jak żuraw stojący na jednej nodze, a myśl moja wlecze się opieszale, jak budowanie tramwajów do Czerniakowa - zimno mi się zrobiło i powiedziałem: - Jadę do Nałęczowa!... - Po co?... - odzywa się jeden z przyjaciół, technik. - Nawet tego nie rozumiesz, zmaterializowany człowieku?... Już zmęczyła mnie Warszawa, jej bruki, jej kamienice, rynsztoki i upał. Chcę widzieć las i zielone pola; zamiast turkotu dorożek chcę posłuchać śpiewu dzięcioła i kukułki, chcę chodzić po świętej ziemi - nie po rozpalonych kamieniach, a nareszcie czuć zapach siana i żywicy, i te surowe podmuchy lasu, których nie zastąpi najkosztowniejszy wachlarz ani sonenfeldowska muzyka. Technik wzruszył ramionami. - Więc po to chcesz opuszczać Warszawę i zbogacać Kolej Nadwiślańską opłatami za bilet?... Przecież te same przyjemności możesz mieć tu, na miejscu. - Jak to?... - Rozumie się, byle tylko Edison wykończył swój najnowszy wynalazek. - Robienia wsi w Warszawie? - AIeż tak: wsi, prawdziwej wsi, z lasem, sianem, kwaśnym mlekiem i tak dalej. Szeroko otworzyłem oczy, a on prawił: - Wiadomo ci, że wrażenie dźwiękowe możną przenosić z odległości po drucie. Gdyby więc między Warszawą i Nałęczowem istniał telefon, mógłbyś, nie wyjeżdżając tam, słuchać dźwięków miejscowej orkiestry, rozmowy cudnych dam, śpiewu ptaków, szumu drzew, koncertu panny Józefiny Szlezyngierówny... - Prawda! - ja mówię. - Więc wrażenia słuchowe miałbyś; a to samo byłoby ze wzrokowymi. Ochorowicz myślał o tym, a Edison (jako stało w gazetach) już wymyślił aparat do przenoszenia "obrazów'' z odległości. Robi się to bardzo zwyczajnie. Stawia się na przykład w Nałęczowie coś na kształt kamery fotograficznej; kamerę łączy się drutem z Warszawą i - jazda. Ile razy na obiektywie owej kamery padnie jakiś obraz, tyle razy (za pomocą drutu) ten sam obraz zobaczysz w Warszawie... - Przepraszam cię, ale... ten, niby warszawski, koniec drutu, gdzie trzeba włożyć, aby dostrzec przelatujące po nim obrazy?... Technik zamyślił się. Tego dobrze nie wiem, lecz w każdym razie za pomocą telefonu i tele... i tele... (nazwijmy go: tele-patrzydłem) możesz widzieć Nałęczów i słyszeć co się w nim dzieje: szum lasu, śpiew dzięcioła - No - pytam - obrazy i dźwięki już są. Ale jakże będzie ze smakami i zapachami? - Najzwyczajniej w świecie! - mówi technik. - Jeden koniec drutu opierasz w Nałęczowie na stogu siana, drugi koniec na swoim - nosie i - poczujesz zapach siana. Tylko, broń Boże! nie opieraj swego drutu na języku, bo będzie ci się zdawało, że - jesz siano. - Aha!... A niby teraz jakże z dotykiem? - Najprościej w świecie. Chcesz na przykład odbyć spacer po łące. Więc ustawiasz telefon, ażeby usłyszeć, jak ryczą krowy i wymyślają sobie pasterze. Potem nastawiasz tele-patrzydło i widzisz każdą wierzbę, każdą trawkę na łące, każdy zakręt i każdą falę rzeki. Trzeci drut kładziesz na nos i czujesz wszystkie zapachy polne, a czwartym - dotykasz podeszwy, co robi ci taką uciechę, jakbyś chodził po łące. Nawet powiem ci, że za pomocą tego czwartego drutu mógłbyś brać kąpiele, być wytarty prześcieradłami i bodaj - czy nie pić kumysu. - I to niby wszystko będzie tak fein, jakby naprawdę? Nawet będę mógł najeść się, skombinowawszy drut trzeci z czwartym? - No... niby nie tak bardzo. Jadać to trzeba tu, na miejscu, bo jak ci wiadomo - "przez posły (nawet elektryczne) wilk nie utyje". Ale będziesz miał - wrażenie, uważasz mnie, wrażenie... A przecież nasz wiek jest wiekiem wrażeń. Po odejściu technika porwało mnie skrzydlate natchnienie. Co za epoka, co to za epoka?... Nie ruszając się z Warszawy, będziemy mogli w najdrobniejszych szczegółach i w tej samej godzinie zwiedzać: Laponię i Saharę, podziwiać operę paryską i wybuchy wulkanu Krakatau. Będziemy mogli nasycać się wonią podzwrotnikowych kwiatów, ściskać i całować oddalonych przyjaciół (inni woleliby: przyjaciółki), liczyć pieniądze Rotszylda, spłacać długi i tak dalej, a wszystko - za pomocą przenoszenia wrażeń po drutach. Cudowna epoka!... Ja jednak nadejścia jej wolę oczekiwać... w Nałęczowie i zamiast stąd przez telefon słuchać tamtejszych kukułek i dzięciołów, wolę stamtąd przypatrywać się tutejszym kamienicom i brukom, jeżeli mi się tak podoba...