O podróży do Nałęczowa można przeczytać w jednej z Kronik Bolesława Prusa.
Przybywszy do Nałęczowa pierwsze swe kroki skierował do Pałacu Małachowskich, gdzie mieściła się administracja Zakładu. W Nałęczowie nie zamieszkał na stałe, nie wybudował domu, a jednak spędził tu dwadzieścia osiem sezonów, od 1882 do 1910 roku. Był to długi okres czasu, w którym wszyscy się z nim zżyli, polubili go i zapamiętali jego prace, życie i obyczaje. Pobyt Prusa w Nałęczowie był dla autora "Kronik Nałęczowskich" okazją do zawiązania mocniejszych więzów z ziemią nałęczowską, jej krajobrazem, społecznością. Gdy po raz pierwszy przybył do Nałęczowa miał 35 lat i był jeszcze młodym, chociaż doświadczonym głęboko przez los człowiekiem. Będąc w Nałęczowie przede wszystkim leczył się intensywnie, ale też nie zaniedbywał pisarstwa. Stąd wysyłał reportaże, fragmenty powieści i obfitą korespondencję.
Korespondencja z Oktawią Rodkiewiczową świadczy o corocznych zabiegach adresatki o znalezieniu pokoju dla niego lub dla całej rodziny. Przebywając w Nałęczowie pisał w Kronice z 1894 roku: "Żaden kochanek nie tęskni tak do przedmiotu swych marzeń, żaden nie śpieszy z taką radością, żaden z takim zapałem nie próżnuje u boku ukochanej, jak niżej podpisany w Nałęczowie. Miałżeby jak pospolity uwodziciel splamić się obojętnością i nie wyśpiewać pochwały dla jego wdzięków teraz właśnie, gdy tulę się słodko do zaokrąglonych pagórków, oddycham jego tchnieniami, przedzieram się przez bujną roślinność i tonę w tajemniczych jarach."
Bolesław Prus postrzegany był w Nałęczowie jako człowiek pogodny, pełen humoru, szczery i otwarty. Z każdym porozmawiał, czasem pomagał. Razem z Żeromskim i Oktawią Rodkiewiczową zajął się losem syna nałęczowskiego stróża, Michasia Tarki, którego protegował, a także finansował jego naukę w Warszawie. On sam też potrzebował pomocy. Nałęczowskie panie: Kazimiera Żółtowska, Felicja Sulkowska, Oktawia Rodkiewiczowa załatwiały mu wszystko: obiady, mieszkanie, badania lekarskie, a nawet towarzystwo do spacerów po Nałęczowie. W Nałęczowie widziano Prusa jako człowieka łagodnego, ugodowego, rozluźnionego, natomiast w Warszawie miał częste konflikty z redakcjami i redaktorami, czytelnikami i krytykami. Był bowiem autorem i dyskutantem bezkompromisowym. Jakim był Prus naprawdę, nikt tutaj nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Nikt nie znał jego duszy i problemów, które go drążyły. Nie wiedziano tu nic o jego sieroctwie w młodości, które kładło się cieniem na jego charakterze i osobowości, nic znano rozmiarów smutku, który wynikał z braku rodzinnego i własnego domu, a może z braku własnych dzieci. Dla Nałęczowian był po prostu "Dziadziem Prusem".
Zygmunt Chmielewski, przyrodni brat Oktawii tak wspomina Prusa: "Mój ojciec doktor Konrad Chmielewski był długo lekarzom i dyrektorem Zakładu leczniczego w Nałęczowie, do którego w latach 1880 - 1900 jeżdżała na wczasy letnie i leczenie cala elita inteligencji polskiej. Więc przede wszystkim ukochany Dziadzio Prus, doprawdy często pełniący zaszczytne obowiązki sumienia narodowego.
Dziadzio Ajzyk Głowacker, jak się w chwilach swojego szampańskiego humoru nazywał, bawił latem zawsze przez lat przeszło dwadzieścia. Ukochał Nałęczów, ukochały go wszystkie dzieci Nałęczowa. Zawsze pogodny, trefny - jak siebie nazywał, cały się wylał w swej dobroci, w listach do naszej siostry przyrodniej (Oktawii Rodkiewiczówny - później Żeromskiej), która od wczesnych lat życia była jego ulubienicą, dalej w "Emancypantkach " może pisanych pod jej wpływem, bo ileż tam wypadków i powiedzonek życia Okci! ... To był człowiek najprostszy, najbardziej wektorowej myśli polskiej (że użyję tu przez pamięć jego określenia matematycznego), najprostszego i najbliższego sercu czynu i najmniej złożonego odruchu. Jego dusza była całkiem gołębia - przytulała wszystkich i wszystko jako swoje w wielkiej radości życia, przemożnej wierze w zwycięstwo dobra, w czym był zupełną antytezą swego sąsiada Stefana Żeromskiego.
Nie potrafiłbym opisać dość barwnie nauki jazdy na rowerze Dziadunia. Kupił sobie tani rower, garnitur z barchanu za 5 rubli srebrem i wprawiał się we wsiadaniu na grobelce za pałacem, co parę minut zlatując głową na dół w krzaki. Nie można go było ubłagać, aby był łaskaw wybrać bezpieczniejszą aleję - bez bocznych spadków do tej gimnastyki."
Ulubionym miejscem Prusa w Nałęczowie był Pałac Małachowskich. W czasie pierwszego przyjazdu Prusa, w Pałacu, mieściła się siedziba administracji Zakładu i mieszkanie administratora, restauracja Wolskiego, muzeum Nałęczowa i czytelnia z biblioteką, w której często bywał. W pięknej sali balowej odbywały się koncerty, a także spotkania towarzyskie i wieczory literackie. W pokoju na piętrze obok wieży a potem na parterze, od strony północno-zachodniej mieszkał i pisał "Placówkę" i "Lalkę", a przede wszystkim Kroniki.
Już w czasie pierwszego pobytu w Nałęczowie, Prus pisał do żony: "Ja sztyftuje korespondencje z Nałęczowa, ale mi jeszcze idzie opornie. Chcę wpaść w tych dniach do Lublina, Puław, Kazimierza, a może jeszcze do pani Popławskiej. Był tu koncert Górskiego z Paderewskim i wcale się udał, potem zabawa z odczytem (!) na założenie szkółki, a obecnie radzą nad teatrem amatorskim."
Dzisiaj w pokoju na parterze Pałacu mieści się Muzeum Bolesława Prusa. Organizatorami tej placówki byli: prof. Feliks Araszkiewicz, Stanisław Fita, Stefan Butryn - kierownik Muzeum Żeromskiego, Irena Iskrzyska - dyrektor Muzeum Lubelskiego, zaś jej otwarcie nastąpiło 3 grudnia 1961 roku. Projektantką pierwotnej ekspozycji była Irena Iskrzycka. Ekspozycja składała się z kilkunastu gablot zawierających dokumenty i fotografie rodziny Prusa, pierwodruki, rękopisy, materiały z Jubileuszu pisarza, widoki Nałęczowa, ilustracje z pogrzebu, księgozbiór, pięknie ilustrowane utwory, przekłady na języki obce, portrety olejne i rzeźbiarskie z drewna i gipsu. Była też rzeźba przedstawiająca Wokulskiego i Minclową - bohaterów "Lalki" oraz popiersie Prusa.
Obecna ekspozycja, otwarta 12 września 1997 roku, została zaprojektowana przez Jolantę Pol. Składa się z kilku ekranów stylizowanych w formie parawanów, na których umieszczono cytaty z listów i dzieł, informacje biograficzne, widoki miejsc związanych z życiem Prusa, fotografie ludzi z jego kręgu, jak też zdjęcia bliskiej rodziny, żony, wychowanków - Emila i Janka, a także portrety olejne. Jest też w muzeum odtworzone biurko Pisarza, i maszyna do pisania podobna do tej jakiej używał w Nałęczowie. W serwantce znajdują się osobiste pamiątki po Pisarzu i jego rodzinie. Muzeum posiada bogate zbiory listów i rękopisów.
Bolesław Prus autor "Placówki" wielbiciel Nałęczowa w tym pałacu przebywał i tworzył Taki napis na najdostojniejszym budynku w Nałęczowie, w centrum parku, utrwalił zbiorowe uczucie mieszkańców Nałęczowa do wszystkim bliskiego Pisarza. Tablica wmurowana w 1924 roku została ufundowana ze składek społeczeństwa Nałęczowa, z inicjatywy Walentyny Nagórskiej.
Obok pałacu, na środku alei stoi pomnik Bolesława Prusa, zaprojektowany przez Alinę Ślesińską, wyłoniony do realizacji drogą konkursu. Odsłonięty w 1966 roku pomnik, przedstawia ogromny, prostokątny blok w formie książki z wyciętą pośrodku szczeliną. Na lewej krawędzi prawej płaszczyzny wymodelowana została sylwetka Prusa. Całość stoi na prostokątnym cokole. Pomnik został wykonany w kamieniu pińczowskim.
Nieopodal pałacu, przy ulicy Górskiego, stoi stary dwór państwa Górskich, których często Prus odwiedzał, a w roku 1910 mieszkał tu wraz z rodziną. Mieszkał też w nieistniejącej już, stojącej obok dworu "Mleczarni", przerobionej na letnie mieszkanie.
W parku między Pijalnią Wód Mineralnych a Palmiarnią znajduje się ujęcie źródła, nazwanego przez Prusa Źródłem Miłości. Powyżej staw z wyspą, na której w czasach Prusa, pod specjalnie zbudowaną altaną grała orkiestra, umilając spożywanie posiłków letnikom; po stawie można było pływać łódką. W "Kronice" z 1910 roku pisał: "Po ósmej gość udaje się do jadalni. Jest to sala na pierwszym piętrze średniej wielkości, w niej trzy stoły, obok druga sala z bilardem. Służący objaśnia, że można mieć: kakao albo kawę, albo herbatę, albo mleko, a nawet jaja, szynkę i tym podobne. Prosimy o kawę i wypijamy z odpowiednia IIością pysznego pieczywa nałęczowskiego z masłem antopolskim."
Obok stawu, od strony północnej, stoi piętrowy, podłużny gmach zwany dawniej Zakładem, a obecnie Sanatorium nr 1. W tym gmachu mieściły się w czasach Prusa pokoje dla letników. Tutaj właśnie, mieszkał kilkakrotnie. Pisał o tym w liście do żony: "Pogoda ciągle pyszna, w tej chwili pełny księżyc mam przed oknem, część parku nad stawem wygląda jak dekoracja z cudownej bajki." W innym liście do żony pisał: "Pogoda wciąż nadzwyczajna i dawno nie pamiętam tak pięknej jesieni. Wszystkie gaje z zielonych porobiły się żółte i czerwone. Liście sypią się z drzew; wieczory coraz dłuższe, ale za dnia - mimo to wszystko wiosenne.
Zmieniłem pokój w hydropatii na południowy, mam przez cały dzień słońce i bardzo ładny widok na sadzawkę z częścią parku. Jadam i sypiam jak wielkolud. Oczywiście, jod wymiótł mi organizm i bardzo szczęśliwie trafiło się, żem wyjechał do Nałęczowa na "rekonwalescencję". Salicylu brać nie będę. Skutek ma być niepewny a niesmak, zgnębie nie i zepsucie żołądka prawdopodobne. Zresztą leczę się jedzeniem i wybornym powietrzem."
Między willą Batorówka - obecnie hotelem, a willą Gwizdanówka prowadzi droga w kierunku południowym, a na jej końcu znajdują się magazyny "Uzdrowiska Nałęczów". Właśnie na tym miejscu w 1904 roku otwarto zbudowane z inicjatywy dr. Bronisława Malewskiego "Kąpiele tanie im. B. Prusa dla Ludu". Wspomnienie Maleszewskiego w Biesiadzie Literackiej z roku 1904 relacjonuje ten moment tak: "Wszyscy zjechali się na otwarcie kąpieli i uczczenie Prusa, ale Prusa nie było. Zaszył się w jakiś kącik parku czy uciekł w pole, a wrócił do swego mieszkania kiedy już wszyscy się rozeszli i lud zaczął próbować kąpieli. Chcąc wywabić Prusa zarzucano mu niegrzeczność, wmawiano w niego, że wypada podziękować ziemiankom, które z doktorową Staniszewską na czele utworzyły towarzystwo, szerzące między ludem zamiłowanie do "Czystości Domu". Prus jednak nie dał się przekonać i nikomu się nie pokazał". Łaźnia służyła okolicznym mieszkańcom do drugiej wojny światowej. W czasie wojny korzystali z niej żołnierze Armii Czerwonej. Po wojnie łaźnia była zrujnowana, opuszczona, a urządzenia zostały rozszabrowane przez dawnych użytkowników. Stała się niepotrzebnym reliktem i na wniosek radnych gminy została rozebrana, a gruz z niej wysypano na drogi.
Na rogu dwu ulic - Chmielewskiego i Paderewskiego, w ogrodzie zachował się drewniany dom, niegdyś własność Jasińskiego, byłego powstańca z 1863 roku, kolegi Prusa. W tym domu Prus nie tylko bywał, ale i chwilowo mieszkał.
Przebywając w Nałęczowie, Prus był częstym i mile widzianym gościem w Chacie Żeromskiego. W 1911 roku Oktawu Żeromska pisała do Aliny Sacewiczowej, żeby koniecznie zaprosiła Prusa i zaproponowała miejsce w Chacie.
W pierwszych latach pobytu Prusa w Nałęczowie, w willi Podgórze, Ludwika Benni prowadziła restaurację i tutaj Pisarz przychodził na obiady.
W willi Pod Matką Boską, przy Alei Lipowej, obecnie stylowej i ekskluzywnej kawiarni i galerii sztuki "Ewelina", pisarz spędził kilka sezonów z żoną i wychowankiem - Emilem Trembińskim. W latach siedemdziesiątych, z inicjatywy władz i działaczy Nałęczowa, umieszczono na ścianie północnej willi pamiątkową tablicę z napisem:
Bolesław Prus
w tym domu mieszkał i tworzył 1900 - 1910
w tym domu mieszkał i tworzył 1900 - 1910
Za willą, na sąsiedniej posesji Pawła Tomasika, stoi domek murowany z charakterystyczną werandą, zwany Domkiem Prusa, zbudowany specjalnie dla Pisarza przez ówczesnego właściciela Edmunda Raciborskiego. Jak pisała Jadwiga Waydel Dmochowska: "Willę otaczał duży, starannie utrzymany ogród założony dawną polską modą. Środek zajmował sad, dookoła biegły szpalery, z jednej strony grabowy, z drugiej leszczynowy. Pamiętam także ogromny klomb wyjątkowo bujnie rosnących floksów. Zapach floksów pozostał dla mnie nierozłącznie związany z Nałęczowem. Wynajęliśmy mieszkanie na pierwszym piętrze. Mieszkanie parterowe pod nami z werandą i ganeczkiem sąsiadującym z wejściem do nas, ząjmował przez wiele lat stale Bolesław Prus z czasem właściciel wybudował dla niego w ogrodzie oddzielny domek."
Na tym kończą się ślady pobytu Bolesława Prusa w Nałęczowie. Ale jego piesze wycieczki i podróże nie kończą się w mieście. Spacerował na Jabłuszko, zwane też Górą Krzyżową, tak często, że miejsce to określane jest do dziś Górą Prusa. Udawał się do wsi Charz, w stronę Gaju, do Wąwolnicy, pod Las Zakładowy, do Antopola, nad rzekę Bystrą. Jeździł też ze Stefanem i Adasiem Żeromskim do Kazimierza. Bywał często w Lublinie i Puławach.
Podziw dla krajobrazu był wielokrotnie relacjonowany przez Prusa w listach, Kronikach i rozmowach. Między innymi pisał: "Gdybyśmy z Pałacu promieniem dwuwiorstwowym (granica zwykłych spacerów) zakreślili koło, w obrębie tym nie ma prawie równiny, tylko dolinki i wzgórza, porośnięte bogatą i bardzo urozmaiconą roślinnością. Widoki są prześliczne. Las na wzgórzu, łąka przecięta wijącą się rzeczułka, pola różnych kolorów, między drzewami chata jak perła, wille otoczone ogrodami, aleje starych lip, wąwozy zadrzewione lub urwiste, wzgórze podobne do wygasłego wulkanu, z którego wyrósł kopiec ozdobiony kilkoma drzewami i krzyżem. Bez przesady można powiedzieć, że w Nałęczowie prawie nie ma punktu, z którego nie ukazałby się krajobraz ładny, a czasem niepospolicie piękny. Całość oznaczona wyrazem: Nałęczów, składa się z kilku części: 1) właściwego Zakładu, 2) willi prywatnych, które stanowią jego najbliższe sąsiedztwo, 3) wąwozów, górek, lasów itp., które tworzę dalsze sąsiedztwo."
W kilkunastu Kronikach wielokrotnie przewija się tematyka nałęczowska. Sławiąc uroki uzdrowiska, opisując ciekawe wydarzenia, zyskał Prus miano kronikarza Nałęczowa.
Stefan Butryn