Ojciec Filip opowiadał nam o swoich podopiecznych, dzieciach w różnym wieku, których los doświadczył nieuleczalną chorobą a mogliby tak jak my chodzić do szkoły, uczyć się i czasami nawet wagarować :-).
Podczas takiego spotkania mogliśmy sobie uświadomić, że nasze "wielkie codzienne tragedie" są tak naprawdę niczym w obliczu świadomości odchodzenia małych i tych trochę większych dzieci. Dowiedzieliśmy się także, ile jest wart tak nieistotny dla nas gest, jakim jest odkręcenie nakrętki od butelki i niewyrzucenie jej do śmieci, lecz do pudła, które można znaleźć w szkole i internacie. Dzięki tym małym nakrętkom spełniają się marzenia naszych rówieśników – podopiecznych hospicjum. Niezwykła postawa ojca, to jak mówił, ile ciepła biło od niego, to jakie pokazał nam zdjęcia, zdjęcia szczęśliwych dzieci, nie zraziło nas nawet wtedy, gdy powiedział, że „wykazaliście się dużą odwagą, zapraszając mnie tutaj...”.
Dziękujemy za tę niezwykłą lekcję o życiu i śmierci i o tym, że warto spełniać marzenia, choć wielu może uważać, że już nie warto, że jest za późno...
Spotkanie z ojcem Filipem nakłoniło nas słuchaczy do refleksji na temat własnego życia i utwierdziło w przekonaniu, że warto pomagać niezależnie od tego, jaka jest ta pomoc. Czasami wystarczy z kimś tak zwyczajnie być, zbierać nakrętki od butelek, podzielić się tym co mamy...