Galeria bardzo poważnie traktuje tworzenie sztuki przez osoby upośledzone. Pracują tam osoby, wzięte z innych warsztatów, te które mają największe zdolności. Warsztaty nie miały charakteru otwartego - mówi Liesbeth van Leenven-Jaremek, kierownik WTZ - ale osobiście znałam i tęfundację i galerię i dlatego my dostaliśmy zaproszenie.
W warsztatach plastycznych wzięło udział siedem organizacji z Holandii, i pojedyncze grupy z Walonii, Flamandii, Szkocji, Anglii, Szwecji i z Polski. Każdego grupa liczyła maksymalnie cztery osoby - mówi pani Jaremek - a w naszej grupie pojechały dwie uczestniczki i dwie instruktorki, ja - żeby tłumaczyć i jeszcze kierowca (ze względu na koszty pojechaliśmy naszym busem), który na miejscu cały czas pomagał organizatorom, podczas zajęć przywoził ludzi, pomagał w zaopatrzeniu.
Pierwsza z uczestniczek, Asia z Poniatowej, brała udział w malowaniu portretów. Na początku cały czas powtarzała, że ona nie umie rysować, nie umie malować i pierwszy dzień był dla niej bardzo trudny. Sporo czasu spędziłam właśnie z nią i w ciągu tego tygodnia widziałam u niej, po tych wszystkich ćwiczeniach, dużą zmianę, zaczęła się rozluźniać, przestała się porównywać do innych, z każdym dniem coraz pewniej, z większą werwą malowała. I warto podkreślić, że była sama, bez instruktorski, sama wybrała malowanie porteretów. Joanna, która sporządziła pisemną relację z wyjazdu, zanotowała: Było 4 modeli - dwie dziewczyny, jedna Murzynka i jeden mężczyzna. ...Modelki były od początku cierpliwe, pozowały, uśmiechały się do wszystkich malarzy portretów. W piątek (...) wykonaliśmy naturę mężczyzny. Trochę byłam speszona, ale facet wcale.
Instruktorka Barbara Rzepka wybrała malowaniew plenerze - temat: Rotterdam jako miasto portowe. Barbara jest absolwentką nałęczowskiego plastyka, i ma duże umiejętności, ale nowością dla niej było malowanie farbami akrylowymi, których na początku używała trochę jak farb olejnych, które się tak ładnie mieszają, barwy przepływają między sobą. Malując farbami akrylowymi, musiała zmienić styl, tak, że też czegoś się nauczyła. To się przyda zwłaszcza, że farby akrylowe są bardzo często wykorzystywane do pracy z osobami z upośledzeniem, bo dają takie mocne i jednolite kolory - mówi pani Jaremek - w Polsce raczej rzadko się korzysta z takich farb, może dlatego, że są dość drogie.
Inna instruktorka, Maria Bednarz, razem z uczestniczką- Katarzyną z Klementowic zapisały się razem na naukę techniki sitodruku. Prawdopodobnie będzie uruchomiony taki warsztat sitoduku w WTZ.
Szkoda, że tylko cztery osoby mogły pojechać - żałuje pani Jaremek - można by było jeszcze nauczyć się wykonywania linorytu. To dosyć proste, myśmy sami kiedyś tego próbowali - robiliśmy karki techniką linorytu, ale tak naprawdę nikt u nas tej techniki dobrze nie zna.
Wszystkim bardzo się podobało, zwłaszcza pobyt w międzynarodowym towarzystwie, dla uczestniczek to był na pewno pierwszy pobyt za granica. Np. Kasia nie spodziewała się, że tam ludzie nie będą rozmawiać po polsku. Miała bardzo dobry kontakt z ludźmi ze Szkocji, i uczyła ich twardo polskiego, na początku denerwowała się, że oni nie rozumieją po polsku, a ona przecież wyraźnie mówi. Ale pod koniec jeden ze Szkotów bardzo ładnie mówił kilka słów po polsku To było bardzo sympatyczne.
Podobał się też bufet - można było wziąć tyle, ile się chciało - to też była nowość. Na zakończenie cała grupa, 80 osób razem poszła na wspólny obiad do restauracji. Tam były pyszne płazy jak raki, ślimaki, daję słowo że żywe, ludzie się zajadali tymi smakołykami - zanotowała Joanna.
Zajęcia odbywały się od 9 do 16, ale jeżeli ktoś był zmęczony, zawsze mógł zejść z pracowni na piętrze, na dół, do galerii, która na ten tydzień była przetworzona na kawiarnię-galerię, gdzie można było sobie zrobić przerwę, porozmawiać z kimś, napić się kawy. Ale zajęcia były intensywne.
W tej galerii jest wypożyczalnia sztuki - ludzie w Holandii biorą sobie do domu na rok, czy pół roku, obrazy, potem sobie wymieniają na inne. I za to płacą całkiem spore sumy. To się nazywa artoteka - i od kilku lat jest coraz bardziej popularne.
I ja, i przede wszystkim pozostali brali pierwszy raz udział w takiej imprezie... Poza nabyciem umiejętności w plastyce, uczestnicy po tym wyjeździe, jak po każdym, kiedyś trochę przestraszeni, stają się bardziej samodzielni, w Holandii niektórzy zaczęli sami chodzić do dyskoteki w ośrodku. - mówi Liesbeth van Leenven-Jaremek - W końcu sierpnia będzie następny wyjazd, nad morze: trochę wędrówek, jakieś gry zespołowe na plaży, hipoterapia, robienie rzeczy, które dla innych ludzi są normalne i zwykłe.
Wywiad z p. Jaremek ukazał się w poprzednim numerze Gazety Nałęczowskiej.
PW