Godna uznania jest społeczna solidarność w tej sprawie, gdyż niektórzy mówią wręcz: "mnie osobiście rozszerzenie strefy A nie dotknie, bo nie mam gospodarstwa, ani planów rozbudowy, ale wiem, że będą cierpieli moi sąsiedzi i dlatego angażuję się, jakby to była moja własna sprawa".
Niezwykle kontrowersyjny dla mieszkańców jest przede wszystkim, sam tryb wprowadzania zmian. "Nikt nie rozmawiał z osobami najbardziej zainteresowanymi, czyli tymi, których te zmiany będą bezpośrednio dotyczyły" mówią mieszkańcy - "o wszystkim dowiedzieliśmy się już po podjęciu uchwały przez Radę Miasta i to tzw. drogą pantoflową". "To totalny bezsens!" protestuje jeden z mieszkańców ul. Spacerowej "zamiast zacząć od nas i z nami uzgodnić późniejsze plany, to najpierw wynajmują panią architekt, która przygotuje plan zagospodarowania przestrzennego, a dopiero potem będziemy mogli zgłaszać do niego swoje zastrzeżenia!".
Dla wielu spotkanie u pana burmistrza było momentem, w którym mogli dowiedzieć się, jakie obostrzenia będą dotyczyły strefy A. Mimo, iż było tam dużo osób spośród badanych, to jednak nadal panuje spora dezorientacja. Jedna osoba mówi: "Ja mam tylko kury. Kury chyba pozwolą trzymać". Druga natomiast: "Mam kury i gołębie od wielu lat, a w strefie A nie będzie można niczego hodować, a wie pani, swoje jajko, to jest swoje jajko". Jedna pani stwierdza: "W strefie A nie będzie można uzyskać pozwolenia na remonty", a ktoś inny: "W strefie A będzie można tylko remontować".
Oburzenie budzi sposób wyznaczenia obszaru strefy A. Fakt, że w centrum miasta są tereny, które do strefy A nie należą, a równocześnie, że włączono do niej tereny wiejskie nasuwa wielu osobom myśl, że kryją się za tym personalne układy znaczniejszych osób w mieście. "A wziąć by i cyrklem wymierzyć, to byłoby sprawiedliwie" radzi rezolutny gospodarz. Jedni mówią z żalem: "Takie piękne działki, dzieci miały się budować, a teraz nie mogą, a mieszkamy tu przecież od pokoleń". Inni z oburzeniem pukają się w czoło: "Totalny bezsens! Po co zbrojono działki, inwestowano w teren, którego teraz nie można wykorzystać pod budowę! Po co to wszystko?" "Na siłę zrobili u nas miasto, a teraz chcą rozszerzyć uzdrowisko naszym kosztem. Nas nie obchodzi, by Nałęczów był uzdrowiskiem, my nic z tego nie mamy poza kłopotem. To jest zamach na naszą własność, a przecież własności prywatnej broni Konstytucja" szczerze mówi mieszkaniec ul. Harcerskiej, a inny dodaje: "To tylko interes burmistrza, który będzie miał większe pieniądze".
Dla badanych mieszkańców jest zaskoczeniem, że punktem wyjścia całej sprawy są ograniczenia i wymagania skierowane pod ich adresem. Słusznie mówi jedna z mieszkanek i nie jest w swym sądzie odosobniona: "Trudno ul. Spacerową, gdzie nie ma ani odpowiedniej nawierzchni, ani oświetlenia nazwać parkiem. Gdy rozszerza się park, należy w pierwszej kolejności zadbać o infrastrukturę terenu". Ktoś inny wspomina o "brudzie nad rzeką", którym nikt się nie interesuje, a jeszcze inna osoba porusza sprawę rażącej niekonsekwencji, gdy: "Z jednej strony stawiane są bardzo rygorystyczne wymagania ze względu na strefę uzdrowiskową, a równocześnie wycinają uzdrowiskowy las, który nikogo nie obchodzi, ani kierownika uzdrowiska, ani burmistrza i pięknymi starymi drzewami ogrzewają całą zimę piętrowe domy".
Chociaż mieszkańcom "nowej" strefy A nic nie zrekompensuje niezadowolenia, żalu i przewidywanych strat, to jednak spodziewaliby się, by ktoś wyszedł do nich już na wstępie z jakimiś konkretnymi propozycjami. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Pytani o własne pomysły odpowiadali: "zniżki na ceny gazu tam, gdzie trzeba będzie wymienić ogrzewanie z węglowego na gazowe", "tańsza blacha na pokrycie dachów, gdzie teraz jest eternit", "rekompensata finansowa za działki budowlane", "przydzielenie terenów w innym miejscu, gdzie gospodarze mogliby przenieść swoje gospodarstwa, czy właściciele swoje zakłady usługowe", "w zamian za działki budowlane, mieszkania w blokach" i wiele innych.