Sama jestem ciekawa czyją filozofię życiową i program „kupi” większość wyborców. Który z kandydatów porwie za sobą większość wyborców.
Czy kandydat z partyjnego komitetu, który co cztery lat powraca z ziemi włoskiej do Polski. Choć fakt często jest blisko – bo w Lublinie, ale kandydat ów o przeszłości nie chce mówić, powołując się na św. Augustyna, który twierdził, że liczy się teraźniejszość (utkwiło mi to ze spotkania 5.11.br) Sprytne!
Może kolejny – mocno rozreklamowany kandydat, który zorganizował spektakularne spotkanie w Pałacu Małachowskich (8.11. br.). Pełna sala. Osobistości ze świata nauki, polityki, kandydaci do rady miasta, do powiatu, mieszkańcy pełni wątpliwości i pytań, czekający na swoje pięć minut, by pozbyć się wątpliwości.
Co tak utkwiło mi z tego spotkania? Grobowy ton posłanki zatroskanej o pozycję Nałęczowa w kraju, przydługa prezentacja programu, z którym chyba już każdy się zapoznał i chciał raczej podyskutować o nim, a nie wysłuchiwać o nim wywodu pana Profesora. Wisienką na torcie okazało się patetyczne wystąpienie zaproszonego gościa z Częstochowy... namaszczające kandydata na burmistrza. Gdybym tam nie była, nie uwierzyłabym, że taką dramaturgię może mieć spotkanie przedwyborcze. I najbardziej zaskakujące - nie było czasu na jakiekolwiek pytania, trzeba było opuścić salę, bo kuracjusze czekali już na swoją imprezę i potrzebne były krzesła.
Żal, że zabrakło dialogu. Ponoć nie dało się inaczej i taki był zamysł organizatorów spotkania - nie dopuścić do głosu nikogo spoza grona w trosce o atmosferę? Fakt, nie byłoby już tak wzniośle.
Na spotkaniu z trzecim kandydatem w NOK (12.11.br.) niestety nie byłam, żałuję. Można było zadawać pytania, dyskutować i trwało ono do wyczerpania tematów - kilka godzin, ale i tak jeden z uczestników skwitował, że było to zebranie towarzystwa wzajemnej adoracji. - To w takim razie sobotnie spotkanie w pałacu było benefisem? Tak? - spytałam.
Summa summarum, tak z przymrużeniem oka, przypatrując się kampanii można by wytypować mistrzów świata w udzielaniu poparcia oraz rezygnowania z niego, a także w „odwracaniu kota ogonem” (rankingi, mity itp., itd). Są wskazujący pozytywne fakty i są wieszczący zagładę, jeśli to oni nie dojdą do władzy. Tak na marginesie - kampania negatywna to nie zadawanie trudnych pytań, ale objawia się ona choćby tak powszechną dyskredytacją przeciwnika i jego dokonań.
Wracając do mistrzów to mamy też i takich spryciarzy, którzy chcą bez trudu (choćby coraz popularniejszego „kolędowaniu” od domu do domu) zdobyć miejsce w radzie. Jak okazało się cztery lata temu czasem wystarczy samo nazwisko. Ta bezcenna pamięć do imion i nazwisk. Cóż, faktem jest, że wielu z nas czasem czyta niedokładnie, pośpiech, emocje robią swoje. Dobrze, że teraz w szkole kładzie się nacisk na czytanie ze zrozumieniem. Trzeba też umieć czytać między wersami i dobrze znać mowę ciała. Ponoć 55 % naszego komunikatu do słuchacza przekazujemy niewerbalnie, 38% poprzez sposób mówienia, a „słowa, słowa, słowa” to tylko 7% komunikatu. No właśnie. Lepiej osobiście popatrzeć, posłuchać i dopiero sobie wyrabiać zdanie na czyjś temat, niż powielać bezmyślnie czyjeś opinie, plotki. W przeciwieństwie do papieru, który bezkrytycznie wszystko przyjmie.
Nasze głosy oddane w wyborach będą niczym lakmusowy papierek i wskażą wreszcie, jak procentowo, nasycone jest - teraz tak mocno „roztrojone” - nałęczowskie społeczeństwo.