18 stycznia rozpoczęła się przed Sądem Rejonowym w Puławach sprawa Stanisława G. (ponieważ proces jeszcze trwa, nie można publikować nazwiska oskarżonego), prezesa Fundacji "Sanatoria Kardiologiczne dla Rolników." Prokuratura oskarża go nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa - chodzi o nieremontowanie zabytkowego Domu Górskiego (fundacja jest od 10 lat właścicielem budynku) w Nałęczowie, przez co naraził jej mieszkańców na niebezpieczeństwo. W zeszłym roku konserwator zabytków nakazał natychmiastowe opróżnienie budynku - chodzi o trzy rodziny, ciągle mieszkające w grożącym zawaleniem budynku. rodziny. Gdy przez ponad rok do tego nie doszło, sprawa zainteresował się prokurator. Oskarżony nie przyznaje się do winy, - twierdzi, że fundacja prowadziła prace remontowe, m. in. "wymieniła pokrycie dachowe"
Dawno temu w Nałęczowie... Kłopoty z nieruchomością zaczęły się już prawie 40 lat temu, kiedy zmarł właściciel budynku. Miał zostać przejęty przez UN, jeszcze za czasów dyrektora Monica, potem budynkiem zainteresowała się Bogdanka, ale nic z tych planów nie wyszło. Dopiero po stanie wojennym właścicielem budynku stał się Związek Kółek Rolniczych (WZKR) w Lublinie. Związek miał dać mieszkania zastępcze rodzinom zamieszkałym w dworze i rzeczywiście - około pięć rodzin dostało mieszkania w Lublinie. Kiedy WZKR się rozwiązał, budynek - ze wszystkimi obowiązkami właściciela przejęła fundacja. Ale obowiązkami jakoś się nie przejmuje. Stan nie tylko budynku, ale i całej posesji, budzi zastrzeżenia. Walające się śmieci, gałęzie, pokrzywy, nie przycinane krzaki i drzewa w sąsiedztwie Szpitala Kardiologicznego - wizytówki Nałęczowa - wołają o pomstę do nieba. Wielokrotne monity Urzędu Miasta nie odniosły rezultatów. Obecny stan budynku i posesji widać na zdjęciach.
W końcu się zawali? Ten stan trwa od lat - mówi jedna z mieszkanek budynku. Czytaliśmy w prasie, że rzekomo naprawiany był przez Fundacje dach - ale to nieprawda - dzwoniliśmy po wichurze, która uszkodziła dach, w sprawie naprawy, Kiedyś po przejściu wichury, zadzwoniliśmy do właściciela że kawałek pokrycia dachu został zarwany, ale to nic nie dało... sami musieliśmy naprawić. Tylko raz, w październiku zeszłego roku zaklejono folią powybijane okna i przybito tabliczkę, że obiekt grozi zawaleniem. Przez te lata 2 albo 3 razy był śmietnik wywożony. "G. wykrzykiwał, że jesteśmy dzikimi lokatorami. A my nie płacimy czynszu, bo fundacja nie chce. A czynsz to zawsze jakaś umowa, gwarancja" - mówi jedna z osób mieszkających we dworze. Pytając kilku osób, czym tłumaczyć brak zainteresowania właściciela budynkiem, usłyszałem: "To proste. Chodzi im tylko o plac w bardzo dobrym punkcie miasta".
Co dalej? "To już nie do mnie to pytanie" - usłyszeliśmy w czasie rozmowy (czy raczej próby rozmowy), z panem G. "Ja się tym nie zajmuję." Okazuje się, że miesiąc przed rozpoczęciem procesu Fundacja sprzedała nieruchomość firmie Chrzanowscy z siedzibą w Lublinie. Równie lakoniczna była współwłaścicielka firmy Chrzanowscy; "Za wcześnie, żeby o czymkolwiek mówić. Obowiązki właściciela przejmę dopiero w czerwcu". Wygląda na to, że sprawą budynku zajmuje się jedynie Sąd Rejonowy. Ma się wypowiedzieć jeszcze w marcu - i może będzie mniej lakoniczny, niż nasi rozmówcy. Paweł Wałęcki