Szanowny Panie!
List od Pana datowany dn. 16. I .70 r. otrzymałam, a że tak długo nie odpisywałam i zwlekałam z odpowiedzią, to z powodu mej choroby. Dziś czuję się lepiej przeto postaram się odpisać na Pana pytania. Otóż co do moich rodziców: Ojciec urodzony dn. 23 VIII 1874 roku, mama 9 III 1869 r. Miejsce ich urodzenia Ukraina, woj. Kijowskie.
W Nałęczowie osiedlili się w 1896 r. Zamieszkali w Willi "Ukraina". Prowadzili tu pensjonat dla kuracjuszy do 1914 r. W Nałęczowie mieszkała P. Faustyna Morzycka, która to zorganizowała kółko amatorskie w którym brali udział moi rodzice i inni mieszkańcy Nałęczowa. Pamiętam jakie sztuki wystawiano: "Harde dusze", "Marcina Łubę", "Dziady", "Balladynę". Oprócz moich rodziców do kółka amatorskiego należeli - Maria Żarska z domu Przyłuska, Helena Czerniec, Wiktoria Krzymuska i jej brat Krzymuski, którego imienia nie pamiętam i Jan Lubaczewski i syn jego Leopold i inni.
Przedstawienia urządzali podczas lata z powodu pobytu letników. Dla letników rozrywka a w kasie większe dochody. Kiedyś, pamiętam, potrzebne były pieniądze to ze sztuką "Harde dusze" pojechali do Lublina i tam wystawili w dużym teatrze, oczywiście, że z wielkim sukcesem. Dochody z przedstawień szły na budowę ochronki w Nałęczowie. To byłoby wszystko co pamiętam o starszych nałęczowiakach.
A teraz zaczynam o młodszym pokoleniu. Otóż p. Morzycka i p. Żeromska zebrały dzieci od 6-10 lat w willi Oktawia. Przeczytały nam bajkę "O sierotce Marysi i krasnoludkach". Ponieważ bajka bardzo nam się podobała, to powiedziano nam, że i my będziemy grać tak jak nasi rodzice. Podzielono nas na trzy grupy. Jedną grupę uczyła p. Morzycka, drugą p. Żeromska, a trzecią p. Matuszewska. Próby odbywały się u p. Żeromskiej (szycie kostiumów i przymiarki)
Ostatnią próbę w kostiumach mieliśmy w Pałacu na scenie. Przedstawienie udało się znakomicie, tak, że na prośbę letników graliśmy na drugi dzień, o ile się nie mylę to suma zebrana wyniosła 1000 rubli. Nad program dano jeszcze "Wieszczkę lalek". Na drugi rok graliśmy nową bajkę "Niebieski ptak" Meterlinka.
Co do Oktawii, stałym gościem byłam jej syna Adasia, nie było takiego dnia ażebym tam nie była. Pani Oktawii nigdy nie widziałam brudnej ani rozczochranej, pamiętam dokładnie jak się ubierała. Zawsze chodziła w ciemnych sukniach koloru szarego lub czarnego i granatowego, biały żabocik i mankiety białe. W kuchni nigdy jej nie widziałam aby gotowała. Kuchnia była w oficynie i przy kuchni widziałam zawsze kobietę dosyć wysoką i tęgą, która paliła papierosy, nazywano ją Andrzejowa. W kuchni nie widziałam łóżka żeby tam ktoś mieszkał, bo Andrzejowa i pokojówka mieszkały w przybudówce przy oficynie willi "Oktawia"
Pani Oktawia letników nie stołowała, bo wszyscy lokatorzy chodzili do nas na stołowanie, ażeby letnicy nie chodzili naokoło do "Ukrainy" więc kazała p. Oktawia zrobić furtkę w płocie dla przejścia do nas gdzie moi rodzice żywili letników. Z tej furtki bardzo cieszyłam się ja, bo nie musiałam przechodzić przez płot jak mnie Adaś wołał.
Moi rodzice nazywali się Pachowiczowie. Zdjęć nie przesyłam bo przedwojennych nie mam. Rogów dn 29 I 70 r.
A Ratajczykowa.
List A. Ratajczakowej ma spore znaczenie dla oceny książki "Oktawia" w której autorka, Krystyna Jabłońska, rozpowszechniła bałamutną plotkę, widocznie zasłyszaną w Nałęczowie, jakoby Oktawia Żeromska bywała w stroju zaniedbana i że pracowała w kuchni, stołując letników, zarabiając w ten sposób na utrzymanie rodziny. Plotka ta tak działa na starsze panie - czytelniczki, że tracą one szacunek dla S. Żeromskiego a współczują Oktawii że musiała taką pracą zarabiać na życie.
Według moich badań, wywiadów i zbieranej korespondencji, wszystko to bzdury. Sam zwalczałem te plotki w artykułach i prelekcjach, ale książka K. Jabłońskiej rozeszła się przecież w tysiącach egzemplarzy. List pani Ratajczakowej, córki Franciszka i Franciszki Pachowiczów którzy stołowali letników z "Oktawii" jet cennym dokumentem w tej sprawie.
Bo przecież w latach 1905-1908, gdy Żeromscy mieszkali w Nałęczowie, "Życie Żeromskich to jeden poemat", jak napisała w liście do J. Bandrowskiego Henryka Witkiewiczowa. Wówczas Pisarz miał duże honoraria, wystarczyło to na budowę Chaty a i 6000 rubli dał na budowę "Ochrony" dla dzieci. Gdyby nie miał pieniędzy, nie byłby takim filantropem.
S. Butryn
PS
Oktawia Żeromska nigdy nie była notarialnie właścicielką willi "Oktawia"
Według listów Oktawii - w książce Z.J. Adamczyka z 1909 roku Oktawia Chmielewska, matka O.Ż. podzieliła willę między dzieci - Oktawię, Rafała, Zygmunta i Konrada i w tym samym roku Oktawia Żeromska przepisała swoją część na córkę Henrykę Rodkiewiczównę - Witkiewiczowa. Jedną część willi spadkobiercy rozebrali i sprzedali. Drugą część, należącą do reszty rodzeństwa zakupił Jan Witkiewicz i odtąd była to willa Witkiewiczów - a jedynie w świadomości i tradycji Nałęczowian powtarzało się powiedzenie, że to willa Oktawii Żeromskiej, co niniejszym prostuję.
S. B.
Pani Kamila Samonek skontaktowała się z Internetowym Serwisem Nałęczowa i przesłała poniższe zdjęcia kółka amatorskiego.