Wkrótce ściągnęło to na mnie uwagę funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Wiosną 1946 zostałem aresztowany i osadzony w areszcie śledczym UB w Puławach (obecna ulica Piłsudskiego). Tam przez ponad 3 miesiące byłem więziony i przesłuchiwany. Przez zastraszanie usiłowano wydobyć ze mnie informacje na temat przywódców dowódców i struktury AK i WiN na terenach powiatu puławskiego. Ubecy szczególnie mocno interesowali się dowódcami o pseudonimach "Orlik" i "Żuk", którzy działali na terenach gminy Nałęczów.
UB nie udało się jednak mnie złamać i zostałem w końcu zwolniony. Niestety nie mogłem już wrócić do szkoły. Na domiar złego w ręce UB wpadły nowe obciążające mnie informacje i by uniknąć ponownego aresztowania musiałem się zacząć ukrywać.
Jesienią 1946 roku pod zmienionym nazwiskiem wyjechałem z Nałęczowa. Udało mi się wstąpić do szkoły rolniczej w Żabiczkach koło Łodzi. Dyrektor tej szkoły był w czasie wojny członkiem AK. Pomagał on prześladowanym tworząc azyl dla ukrywających się przed UB. Szkoła znajdowała się w poniemieckim majątku, natomiast uczniowie mieszkali w domach położonych w pobliskim lesie. Wokoło było wiele pełnych ryb stawów oraz bezkresne łąki. Takie położenie dawało poczucie bezpieczeństwa przed nagłym aresztowaniem. Pewnego dnia w lutym 1947 roku otrzymałem z domu wiadomość o aresztowaniu mojego ojca. Postanowiłem porzucić bezpieczną kryjówkę, jaką dawała mi szkoła i wrócić do Nałęczowa. Po kilku dniach nocnego przedzierania się, dotarłem do domu. Matka ze łzami w oczach opowiedziała mi, co się stało. Mój ojciec został aresztowany przez puławskie UB za to, że namawiał pobliskich chłopów na oddanie w wyborach głosu na Mikołajczyka i jego partię. Postanowiłem pozostać w domu by choć trochę pomóc mojej mamie w prowadzeniu gospodarstwa, lecz ona z troski o mojej bezpieczeństwo nalegała bym jednak wyjechał. Wkrótce UB dowiedziało się o mojej obecności i znów musiałem uciekać. Szczęśliwie udało mi się z powrotem dotrzeć do Żabiczek, gdzie dalej kontynuowałem naukę w szkole.
Po sfałszowaniu przez komunistów wyborów i zdobyciu przez nich pełnej władzy, 22 lutego wydano ustawę o amnestii, która miała objąć wszystkich tych, którzy ujawnią się i złożą broń oraz wyrzekną się walki z władzami komunistycznymi (chodziło głównie o byłych AK-owców oraz członków WiN). Kroniki filmowe z tego okresu, każdego dnia pokazywały jak ujawniają się członkowie poszczególnych działów WiN (np. Zapory, Orlika i wielu innych). Miałem już dość ukrywania i życia w strachu.
Wraz z trzema kolegami ze szkoły 15 marca 1947 roku zgłosiłem się do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi w celu ujawnienia się. Tam wydano mi zaświadczenie Nr 17281, ze zdjęciem. W zaświadczeniu napisano, że uczyniłem zadość warunkom przewidzianym w art. 2 Ustawy z dnia 22 lutego 1947 roku o amnestii i w związku z tym mogę z niej w pełni skorzystać. Do końca czerwca 1947 roku kontynuowałem naukę w szkole w Żabiczkach, a po jej ukończeniu wróciłem do domu gdzie znów zająłem się pracą w gospodarstwie rodziców.
Myślałem, że moja udręka wreszcie się zakończyła. Niestety znów się myliłem. Wiosną 1949 roku rozpoczęły się masowe aresztowania osób, które wcześniej skorzystały z amnestii. Ludzie ci bardzo często znikali bez wieści w ubeckich aresztach. Znów straciłem swobodę oraz spokój ducha.
Pewnego dnia zapukał do moich drzwi były dowódca AK, teraz dowódca WiN, ps "Żuk" z dwoma swoimi ludźmi. Ukrywali się oni przed ścigającymi ich funkcjonariuszami UB i poprosili mnie o kwaterę do odpoczynku oraz prowiant na dalszą drogę. Oczywiście udzieliłem im pomocy. Wkrótce potem przez mój dom zaczęli przewijać się także i inni uciekinierzy. Któregoś wiosennego dnia roku 1950 o świcie przyszło do mnie czterech "Winowców" prosząc mnie o schronienie.
W tej czwórce był jeden o ps. "Granat". Niestety nie mogłem ich już przyjąć pod mój dach. Ktoś doniósł na "bezpiekę", że miewam dziwnych gości i od tego czasu miałem częste naloty milicji i UB, którzy przeszukiwali nieraz mój dom i obejście. Udało mi się jednak wyszukać kwaterę dla uciekinierów w jednym z gospodarstw w Koloni Chruszczów.
W lipcu tegoż samego roku ożeniłem się i zamieszkałem wraz z żoną u teściów w Starym Gaju (ok. 5 km od Nałęczowa). Niestety nie dane mi było długo cieszyć się nowym życiem. Nocą 20 września do mojego domu wdarło się kilku Ubeków, którzy zaaresztowali mnie i wywieźli do aresztu na ulice Cichą w Lublinie.
Rozpoczęło się nowe śledztwo. Przyczyną mojego aresztowania był zeznania "Granata", który został aresztowany wkrótce po tym jak opuścił kwaterę, którą dla niego znalazłem. "Granat" po wielotygodniowych przesłuchaniach, podczas których był nieludzko torturowany oraz bity do nieprzytomności, złamał się i zaczął zdradzać swoich towarzyszy, z którymi się kontaktował i którzy udzielali mu pomocy. Mnie po przeprowadzonym śledztwie przeniesiono z ulicy Cichej do więzienia UB znajdującego się na Lubelskim Zamku. Rozpoczęła się moja gehenna.