Malarstwa uczył Zenon Kononowicz,a jego brat Romuald, również malarz, uczył liternictwa, gimnastyki i malarstwa. Historii sztuki uczyła prof. Elżbieta Wiercieńska, córka Krystyna Henryka Wiercińskiego, malarza. Zaś języka polskiego prof. Aurelia Kononowicz, żona Zenona. Języka francuskiego uczyła nas prof. Wanda Rafałowicz, języka rosyjskiego uczył inwalida wojenny Julian Irzycki, uczył też przysposobienia obronnego. Matematyki nauczał Stanisław Kucharski, a po nim prof. Stanisław Rybak bardzo zdolny pedagog i matematyk. Chemii i geografii uczył nas w liceum wspaniały pedagog prof. Zbigniew Chmielewski. Potrafił zainteresować nas również pracami społecznymi. Byłem wówczas przewodniczącym kółka geograficznego, zbieraliśmy do gabinetu minerały, robiliśmy mapy. On pierwszy zapalił uczniów do kajakarstwa. Opracował plany budowy kajaków, a uczniowie wykonywali je po lekcjach, a potem pływali Wisłą do Warszawy lub Sandomierza.
Modelowania w glinie uczył dyrektor Michał Pudełko.
W roku szkolnym 1952/53 rozpoczęła pracę w szkole młoda polonistka Władysława Alina Tomicka, po studiach na KUL, co utrudniało jej bycie nauczycielem w tamtych czasach. Prof. Tomicka była energiczną, zdolną polonistką o bardzo dobrej pamięci. Wniosła do szkoły ideę teatrów szkolnych, prowadząc bezpłatnie przez wiele lat kółko dramatyczne i zespoły recytatorskie, występujące na rzecz Domu Kultury na uroczystościach i akademiach.
W piątej klasie uczył nas modelowania Stanisław Gosławski, rzeźbiarz. Ekonomii i organizacji przedsiębiorstw uczył nas Stanisław Kukawski. W tym czasie rysowaliśmy i malowaliśmy pod kierunkiem zdolnego portrecisty po paryskiej szkole Lucjana Lewandowskiego.
Nasza szkoła starała się być widoczną w życiu Nałęczowa. Nawiązywaliśmy współpracę z innymi szkołami organizując wspólne imprezy, a nawet bale w pałacu Małachowskich, który wówczas był wykorzystywany na cele kulturalne.
W 1949 roku w Nałęczowie nasza szkoła zorganizowała wystawę prac uczniów oraz prac Jana Żylskiego i artystów plastyków lubelskich – Filipiaka, Abramowicza i innych, których nazwisk już dziś nie pamiętam. Malarskie i rzeźbiarskie prace nas uczniów zwróciły uwagę. Prace Kozieja, Abramka, Welika i moje znalazły się w gazecie lubelskiej, której wycinek zachowałem do dzisiaj.
Uczniowie szkoły plastycznej wykonywali też dekoracje w mieście z okazji różnych uroczystości i rocznic, np. pochodów pierwszomajowych. Było też życie sportowe. Wspólnie z uczniami z innych szkół zrównaliśmy łopatami plac między rzeką Bochotniczanką a hotelem Przepióreczką, którego wtedy jeszcze nie było i na tym boisku odbywały się międzyszkolne mecze piłki nożnej. Naszym trenerem był p. Zieliński, zamordowany później przez Urząd Bezpieczeństwa. To on nas zmobilizował do takiego sportu.
Powoli społeczność nałęczowska zaakceptowała szkołę plastyczną, tylko miejscowi chuligani atakowali chłopców wracających wieczorem do internatu. Chyba zazdrościli nam czapek z godłem szkoły. Dzisiaj już nie żyją i nie będę ich wymieniał z nazwiska, bo są tu ich wnukowie. Nie obyło się w tamtych latach bez prac społecznych. Młodzież była zapędzana do kopania buraków Spółdzielni Rolniczej w Buchałowicach lub gospodarstwie puławskiego IUNG-u w Antopolu. Jeździliśmy też na wycieczki do: Krakowa, Zakopanego, czy Warszawy zwiedzać muzea. I tak zszedł czas do matury. W klasie maturalnej było nas dwunastu: Janusz Abramek, Stefan Butryn, Marian Gembal, Czesław Kiczuk, Jan Koziej, Tadeusz Ląkocy, Tadeusz Olszak, Julian Olszak, Zygmunt Olszta, Stefan Wójcik, Henryk Welik i Czesław Jaszczewski, ale jeden nie zdał matury. Na maturze pilnował nas dyrektor liceum z Warszawy – Antoni Mączak, historyk.
Po maturze jedni poszli na studia, inni do pracy, a jeszcze inni do wojska.