Prus bowiem na pozór był doceniony, ma zaszczytne miejsce w historii literatury, miał uwielbiających go czytelników, ale przecież wobec popularności znaczenia Sienkiewicza i Żeromskiego sława jego była jakby sławą drugiego rzędu; wobec przepychu jednego, a wspaniałego patosu drugiego Prus wydawał się jakby zbyt szary, zbyt codzienny. Oczy polskie stęsknione były wtedy do blasku, do świetności, serca biły tętnem gorączkowym, więc też Prus, ze swoim spokojem, swoim humorem, ze swoim zrozumieniem rzeczywistości, która jako rzeczywistość niewoli w ogóle się wtedy dla Polaków nic liczyła - nie był tym dla społeczeństwa, czym byłby, gdyby działał w innych warunkach - a przede wszystkim nie rozumiano u nas w gruncie rzeczy, jaki to był wielki artysta. [...]
Im głębiej się wmyślać w dzieło Prusa, tym jaśniej się widzi, jak jest ono indywidualne, nie podpadające pod formuły, jak niesłusznie biadało się nad jakimś rozdwojeniem, dlatego że Prus był jednocześnie bojownikiem pozytywizmu i "sercem serc". Właśnie walka wewnętrzna Prusa, ścieranie się jego uczuć z myślami - dały artystyczne życie jego utworom, nie pozwalając Prusowi zmartwieć w kaznodziejstwie ani popaść w kłamstwo łatwego optymizmu, dewocję postępu. Walka realisty z idealistą, jeżeli można mówić tymi grubymi określeniami, będąca najistotniejszą treścią psychiczną dzieł Prusa - zrobiła z niego humorystę i z niej też zrodziło się w Prusie poczucie tragiczne, stanowiące o wielkości "Lalki" i "Faraona". Jest to prawda stara, ale teraz dosyć niemodna, że właśnie sprzeczności, a nie system są życiem sztuki, że one wywołują w czytelniku ten ferment psychiczny, który jedynie (nie zaś wyuczone hasła) przetwarza go duchowo, stąd wszyscy nieomal wielcy pisarze patronowali sprzecznym ideom. Mickiewicz raz był konserwatystą, kiedy indziej radykałem - tak samo Wyspiański, Żeromski w tym samym utworze był jednocześnie i narodowym demokratą, i komunistą. Wobec tak modnego dzisiaj ideału harmonii, określonego programu ideowego, "Lalka" Prusa, jakoby utwór pozytywistyczny, okazałaby się pełna sprzeczności; Prus bowiem jest w niej zarówno entuzjastą pozytywizmu i jego krytykiem, zarówno antysemitą i filosemitą, jednocześnie ironistą i najczulszym poetą "bezpłodnych" marzeń romantycznych i jeżeli mimo to osiąga wrażenie harmonii, to właśnie przez tę dysharmonię, która. stwarza jakąś epicką obiektywność, słowem, przez tę wyklętą w okresie pozytywizmu "sztukę".
Wrażenie pełni życia, wchłonięcie w sztukę całego bez reszty opisywanego świata, uczucie, które ma się przy czytaniu "Pana Tadeusza", jest też rozkoszą, jaką odczuwamy, czytając "Lalkę" i uświadamiając sobie, jak jest ona rozumnie zbudowana, jak nie brak nieomal ani jednej postaci potrzebnej dla pełnego opisania i głębszego wytłumaczenia ówczesnej Warszawy.
Prus daje w "Lalce" obraz tworzenia się nowego życia miejskiego, skonstruowany z niezwykłym zrozumieniem procesów społecznych, obraz ujęty w perspektywę historyczną, którą jest pamiętnik Rzeckiego, a obejmujący wszystkie warstwy tworzące wtedy życie Warszawy: mamy tu więc arystokrację, szlachtę ustępującą z pola, mamy w osobie Wokulskiego szlachtę przetwarzającą się na mieszczaństwo, są drobne łyczki, są studenci, rzemieślnicy, służba - szkicuje też Prus procesy dopiero rodzące się, jak np. rozwój Żydów i jako reakcja na to narodziny antysemityzmu. W ocenie zjawisk społecznych busolą dla Prusa jest po prostu jego poczucie człowieka i dzięki temu niektóre jego syntezy na tym właśnie świetnym znawstwie psychologicznym oparte dziś jeszcze, albo raczej dzisiaj dopiero, okazują swoje jasnowidztwo. [...]
Nie wszystko oczywiście w "Lalce" jest równego mistrzostwa jako psychologia, są postacie, zwłaszcza w świecie arystokratycznym, mające jedynie wartość wdzięcznych karykatur z epoki krynolin i plastronów (1) - panna Łęcka zresztą, uważana za bladą i papierową, nie jest lalką jako dzieło sztuki, tylko lalką jako charakter. Za to Wokulski, człowiek, który łamie swoją indywidualnością wszystkie ramy społeczne, znów właściwie romantyczny buntownik, znów jakby głos tragicznego indywidualizmu rasy - to postać, przez którą zaciera się w "Lalce" granica między poezją a prozą, jak zaciera się w niektórych utworach Balzaka, Dostojewskiego, Hamsuna i Conrada.
Atmosfera Lalki, pełna humoru, ciepła, choć zgęszczająca się czasami w chmury tragiczne, jest oczywiście tak różna od mroźnego powietrza, którym żyją ludzie Conrada. Pannie Łęckiej, prawdziwej kukle salonów, zbyt daleko jest do świadomych potężnych uczuciem kobiet jak pani Travers (2); cała zresztą metoda pisarska Prusa zbyt jest różna od sztuki Conrada, aby porównanie Wokulskiego z ludźmi Conradowskimi nie wydawało się tylko odległą asocjacją. A jednak ten Wokulski, któremu jak Conradowi brakło powietrza w kraju, zdolny jak ludzie Conrada unieść najwspanialsze przeznaczenie i jak oni łamiący je u stóp kobiety, czyż to nie jest opowieść o jakimś bohaterze "Zwycięstwa" czy "Ocalenia", przez ironię zagnanym do warszawskich salonów? Można sobie pomyśleć, że Conrad - który zresztą niezwykle cenił Prusa i o Emancypantkach powiedział, że są lepsze od Dickensa - gdyby został w Polsce, mógłby właśnie taką postać stworzyć i taką tragedię, bardzo polską.
A inne postacie, już naturalnie nie tej klasy, ale jakże bogate, nowe, żywe! Taki Rzecki np., w którym Prus pacyfista-pozytywista zamknął całe zrozumienie i kult bohaterstwa, Rzecki, który powinien był z Prusem pogodzić wszystkich, co żyli, ideałem powstania i żołnierza, nie dość rozumiejących, że Prus to inny człowiek niż lodowaty Świętochowski; a pani Wąsowska - jedna z najpiękniejszych postaci w naszej literaturze, na owe czasy w Polsce bardzo śmiało pomyślana, mająca zarówno zmysły, jak uczucie, Boy mógłby powiedzieć "wzór kobiety-Polki", wesołej, wolnej i głęboko wewnętrznie uczciwej. Z osławionej dobroci Prusa zrobiła się już w naszym wyobrażeniu jakaś sentymentalna piła, gdy w Prusie ideowo nic nie było filantropii, łezki, a artystycznie nic niemal ckliwości, bo zawsze sentymentalne wrażenie dobroci równoważył towarzyszącą jej śmiesznością. Pani Stawska np. byłaby może mdła i papierowa ze swymi cnotami, gdyby nie owo wysiadywanie w oknie, które ją czyni tak żywą, a jaki cudowny, zacny i śmieszny zarazem jest Rzecki z tym nieuleczalnym podejrzewaniem Wokulskiego o politykę.
Kiedy przypomnieć sobie którąś z tych postaci albo taką niezrównaną scenę jak rozmowa barona z lokajem przed pojedynkiem, a potem scenę w wagonie między Wokulskim, Starskim i Izabelą, albo to, co myśli Wokulski po rozstaniu z Izabelą - wtedy pojmuje się, co to za wspaniała książka, uświadamia się sobie wielką skalę Prusa, od najwyższego komizmu - do tragedii, i wtedy rozumie się, jakiej to był klasy pisarz.
"Lalka" i "Faraon" są na pewno najwyższymi dziełami Prusa i do syć jest mówić o nich, aby sobie zdać sprawę z jego wielkości. A przecież to była część zaledwie jego literatury, przecież poza tym stworzył "Emancypantki", wielkie dzieło, tak głęboko wnikające w dusze kobiece, napisał "Placówkę", będącą na owe czasy odkryciem, napisał nowele, najpiękniejsze po dziś nowele w naszej literaturze, przez kilkadziesiąt lat - co tydzień - wnikał odważnie, mądrze we wszystkie niemal sprawy naszego życia, szerzył wiedzę, ludzkość, pomagał kulturze i dobrobytowi - doprawdy, jakież inne słowo niż "wielkość" może określić tego wspaniałego człowieka, który tyle zdziałał dla życia, a był zarazem takim artystą, który dał prozie naszej poziom intelektualny po dziś dzień bodaj w niej niedościgniony i dał taki Wyraz głęboki polskiej uczuciowości; można by powiedzieć, że był on dla naszej prozy zarazem Balzakiem i Dickensem - gdyby to określenie obejmowało i to także, że napisał "Faraona".
Doprawdy, kiedy pomyśli się, że w innym rodzaju wielki Sienkiewicz był sławny na cały świat i w kraju oddawano mu cześć jak monarsze, że miał Nobla (3), Oblęgorek, że żył w puchach sławy i znaczenia, a w tym samym czasie Prus, jak go pamiętam z mego dzieciństwa, skromny, zgarbiony, chodził co dzień przez ulicę Hożą, że jego całą zabawą były gawędy w redakcji "Tygodnika" (4), jego jedynym właściwie stanowiskiem - stanowisko członka tej redakc;ji, kiedy to sobie przypomnieć, ogarnia nas wzruszenie, w którym nie wiadomo, czego jest więcej: poczucia jakiejś krzywdy, która się Prusowi działa, czy też wzrastającej naiwnej miłości do Warszawy za to, że on w niej mieszkał, tkliwości dla murów, w których było jego proste mieszkanie i gdzie pełnił tak wspaniale wielkie zadanie: odczuć, zrozumieć i wyrazić świat.
"Wiadomości Literackie" 1932, nr 1.
PRZYPISY:
(1) Plastron - usztywniony przód koszuli frakowej, noszony w drugiej połowie XIX w.
(2) Pani Edyta Travers - bohaterka powieści Conrada "Ocalenie".
(3) Sienkiewicz otrzymał nagrodę Nobla w r. 1905.
(4) Chodzi o "Tygodnik Ilustrowany".