Kościół pełen ludzi - znajomych, przyjaciół i bliskich, kwiaty, wieńce, delegacje zakładów pracy i wzruszające słowa księdza Jacka świadczyły, że odszedł Ktoś dla wszystkich ważny. Ta smutna uroczystość skłania do refleksji nad Jego wieloletnim zmaganiem się z nieuleczalną chorobą, o której wszyscy wiedzieliśmy, ale do ostatnich chwil wierzyliśmy, że Włodkowi uda się ją pokonać. Bo też On sam nigdy nie pozwalał nam wątpić. Zawsze uśmiechnięty, pełen optymizmu i wiary, nie absorbował nikogo swoimi problemami. "Uciekłem jej", "Udało mi się ją przechytrzyć" - zwykł mawiać żartobliwie pytany o samopoczucie po ciężkiej operacji, którą przeszedł kilka lat temu. I nie dawał powodów, by w to nie wierzyć. Bo, mimo choroby, był pełen życia, planów na przyszłość, pogodny, wesoły i towarzyski. Zaangażowany w sprawy swojej wsi - Czesławic i Gminy, otwarty na ludzi, przy tym rzeczowy i skromny, łatwo zjednywał sobie przyjaciół. Mimo licznych obowiązków związanych z prowadzeniem gospodarstwa, zawsze znajdował czas, by uczestniczyć w imprezach kulturalnych, sportowych i innych ważnych dla miasta wydarzeniach. Miał instynkt samorządowca; potrafił trafnie analizować potrzeby mieszkańców i sprawiedliwie ustalać priorytety. Był dobrym synem, mężem i troskliwym ojcem. Cieszył się wnukami. Stworzył ciepły, otwarty dla wszystkich dom. Niczego nie dostał w prezencie, wszystko osiągnął ciężką pracą. Nie rozczulał się nad sobą i nie narzekał. Pewnie dlatego zmylił naszą czujność, gdy nastąpił nawrót choroby. Chcieliśmy wierzyć, że, tak jak poprzednio, wyjdzie zwycięsko i z tej walki. Nie udało się. Ale przeszedł przez życie dobrze czyniąc. Żegnamy Cię, Włodku. Odpoczywaj w Pokoju.