Aaa, tak… Odwiedził mnie znajomy, który z Radowicz wyjechał i jechał do Łukowa do swojej siostry. A moja mama go prosiła, żeby w Nałęczowie wstąpił do mnie, żeby mnie przywiózł . Miał on znajomego kolejarza w Iwaniczu, ten kolejarz jeździł z Rawy Ruskiej aż Przeworska. I ten kolejarz przewiózł właśnie tego znajomego (przez granicę) i miał zabrać mnie też.
Znowu do Radowicz, do rodziny?
Tak. No i ten znajomy jak mnie odwiedził, umówiliśmy się, że jak będzie wracał od siostry spotkamy się w Lublinie. Za parę dni, za 3 czy 4 dni mieliśmy się spotkać w Lublinie na dworcu i mieliśmy jechać do Rawy Ruskiej, do tego kolejarza i jechać na Wołyń. Ale w tym czasie wyszło rozporządzenie, że z miasta do miasta trzeba mieć przepustkę. Na jakiej podstawie ja mogłam mieć przepustkę? I on jak się o tym dowiedział wsiadł w pierwszy lepszy pociąg i dojechał do Rawy Ruskiej. Stamtąd przesłał mi wiadomość, że czekają na mnie w Rawie Ruskiej.
(Przesłał kartkę? Jakiś list przesłał?)
Tak, przesłał mnie kartkę, a ja w ten dzień dostałam, że czekają na mnie…
(Że czekają do środy, a mama w środę dostała ten list, więc już nie miała możliwości załatwić przepustki )
I wie pani, ja mówię, Opatrzność Boska była nade mną. Pierwszy raz jak chciałam przejść przez Bug, ja sobie nie zdawałam sprawy, że ja przecież tam, po drugiej stronie mogłam wpaść i NKWD by ze mną zrobiło porządek. Albo wysłało „na białe niedźwiedzie” albo od razu by zniszczyli. Drugi raz znów ta przepustka.
(No ale mama chciała do rodziny…)
Mówię! Opatrzność Boska byłą nade mną, że ja jeszcze zostałam przy życiu. Bo ten znajomy pojechał, wrócił do domu i został zabity. No i proszę panią tak się stało
(No i to był rok 43. To kiedy ten znajomy u mamy był? W jakim miesiącu?/ Ten znajomy nazywał się Tadeusz Tarasiuk/)
To była wiosna, wiem, że to była wiosna jakoś.
(Marzec?)
Nie, nie to było już cieplej. Gdzieś to był już maj, już, już było ładnie.
(A potem od tego kolejarza mama się dowiedziała…)
Ach… kolejarz to już mnie zawiadomił w jesieni.
(Na jesieni w 43 roku)
A co się stało?
… a w lipcu (1943 r) moja rodzina zginęła. 11 lipca mama zginęła w kościele w Porycku. Na drugi dzień, rano, siostra , najstarsza siostra Marysia, z dwójką dzieci, z mężem i z teściową zostali zabici w mieszkaniu. W drugim mieszkaniu zginęła bratowa i bratowej szwagier i dwoje dzieci, tej jej siostry. A brat, został… Janek został - po prostu cud to był, że on ocalał…
(No to opowiedz mamo, jak to było, jak weszli do domu bandyci z UPA i Janka żonę zabili , a Janek?)
Tak, a Janek upadł na podłogę, koło okna, to jeszcze podleciał Ukrainiec i zrzucił kwiatki z okna na niego z doniczką.
(I powiedział, że co? Że nie żyje tak? Tak opowiadał wujek Janek, że nie wiadomo czy on nie wiedział czy on żyje, czy może go coś ruszyło… A powiedz jeszcze mamo, mówiąc o tym pogromie, jak było tam w domu u tej Marysi?)
A no tam wziął jeden Terenię co 7 lat dziecko miało… tak wziął ją za rękę, a ona mówi „Gdzie pan mnie bierze? Co Pan ze mną zrobi?”
A drugi Ukrainiec mówi: „Szto? Nie możesz?!”
No więc on nie mógł i strzelił ten drugi… zabił szwagra najpierw a później dopiero siostrę, Terenię i matkę szwagra…
(I dziewięciomiesięczne niemowlę, Sławusia)
Dziewięciomiesięczne dziecko to kolbą uderzył i zabił.
A świadkiem była sąsiadka, co przyszła do siostry, Przestrzeloną miała nogę i ona upadła. Udała po prostu, że nie żyje i już nie strzelali do niej. Później to ona właśnie opowiedziała jak to było tam u siostry.
(A z kolei, siostra… no ktoś z rodziny. Schowała się z dzieckiem tam gdzie Janek zginął tak?)
A to siostra bratowej… Ta siostra z dzieckiem to się pod łóżko z jednym dzieckiem schowała i ona też ocalała. Został zabity jej mąż i dwoje dzieci.
Mojego szwagra ojca, to piłą rżnęli! Nie wiem, jak ludzie mogą tak jeden drugiemu robić…?
Bestialstwo po prostu…
Czyli gdyby Pani pojechała do rodziny to Pani mogłaby po prostu wtedy zginąć.
Tak, tak…
(Najprawdopodobniej, ale część rodziny ocalała, no ten Janek…)
Janek, siostra z dzieckiem…
(Zosia.)
To Ukrainiec ją przetrzymał…
(ukrywał)
Przechował, sąsiad.
(Jedni zabijali, ale byli też ludzie…)
Oj! Wszędzie są ludzie dobrzy i źli. W każdym kraju.
A ojciec 13 lipca, wyprowadził krowę na pastwisko. Zabrali ojca, zaprowadzili do parku, bo tam park obok majątku był i tam zabili ojca.
(A ojciec się już nie ukrywał, jak mama mówiła…)
Nie, już nie chciał się ukrywać...
Bo ojciec jak mama już zginęła, wziął najmłodszego brata i konia i furmankę i jechał do Porycka, że zabierze jeszcze matkę. I nie mogli już dostać się do Porycka, bo mosty były zniszczone przez rzekę. I ojciec już nie chciał się chować, mówi „a! wy się chowajcie! A ja…”
…Już nie miał nic do stracenia…
Może miał wyrzuty sumienia…
(Z nazwiska i imienia wiemy, kto zamordował, znaczy kto zastrzelił dziadka - Piotr Szpaczuk, a jego stryjeczny brat /też Szpaczuk/ resztę rodziny ratował. Tak, że byli tacy i tacy, nawet w tej samej rodzinie.)
(…ten Janek właśnie, któremu żonę zabili, chciał się później dostać do Iwanicz, do pociągu… drogą jakąś taką, żeby nie szosą iść…)
Okrężną jakąś…
W bagna wszedł i już dalej nie mógł, wrócił i schował się w takim domu niedokończonym. Właśnie tego Ukraińca ten dom był, u którego siostra się chowała z dzieckiem. I w tym domu niedokończonym, brat się tam ukrył na strychu… Tam trzymał konia jeszcze w tym domu ten Szpaczuk […] jak przyszedł do konia i Janek się pokazał jemu to […] płakał, dobry był człowiek. I mówi „dobrze - to leż” i przyniósł mu jedzenia. No i Janka ukrywał też u siebie i siostrę i dziecko to troje ich ukrył, jeden.
Najstarszy brat to mieszkał we Włodzimierzu… ten, Józiek to po ogrodach, po zbożu się chował. A żona jego z dzieckiem (tam była rosyjska rodzina jakaś z dziećmi) to z tą rodziną jakoś się tam wmieszali i w ten sposób się uchowali… i najmłodszy brat (Kazik) do tych ruskich tam poszedł.
(Mamo to ten Józiek, mama mówiła, że gdzieś tam w kartoflach czy we zbożu…)
Tak, w kartoflach leżał kiedyś i przyszła Ukrainka żeby chwastów sobie uzbierać i zobaczyła nogi. Poszła do domu, przyniosła mleko i chleb, postawiła, ale Józiek jak zobaczył, że ktoś chodzi, posunął się dalej. Kiedy wrócił do tego mleka i chleba to już mrówki tam nawłaziły, że nie mógł zjeść. Zboże - mówił, że się skubało i się jadło i tak było… no i oni tak przeżyli.
I dopiero tak po iluś tam tygodniach Czerwony Krzyż ich zabrał i przewiózł do Kleparowa, to jest koło Lwowa jakaś miejscowość. Byli w Kleparowie do jesieni.
A w jesieni zawiadomił mnie ten kolejarz, że rodzina zginęła, ale nie pisał o wszystkich, tylko, że ta koło młyna, a koło młyna to właśnie tam siostra mieszkała.
I tak dokładnie Pani nie wiedziała kto…
I… oni później tu przyjechali… w jesieni już jak się ze mną skontaktowali…
Do Nałęczowa? Czy…?
(Na Strzelce do tej cioci wszyscy, tak ?)
Wszyscy przyjechali do tej cioci, do tej chatki i ciocia przez zimę z nimi… tyle osób ich było… ośmioro ich przyjechało.
(A mama już była u Purtakowej…)