Jak nie drukują zaproszeń, plakatów, scenariuszy wystaw, to tworzą kolejne wnioski o dotacje na realizację pomysłów w ramach Programu Dom Kultury +. Do prywatnego komputera nikt mnie nie dopuści. Nie te czasy. Na szczęście przypomniałam sobie o miejskiej bibliotece. To nie tylko przytulisko świetnych książek - także ludzi.
Godzina 10
Przed drzwiami do Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej im. Faustyny Morzyckiej w Nałęczowie, tuż przed dziesiątą, kłębi się mały tłumek niecierpliwych czytelników. Czasem trafi się kuracjusz, który jeszcze nie wie dokładnie, o której się zaczyna praca w wypożyczalni, czasem nałęczowianie, którzy wcześniej zrobili zakupy i przy okazji chcą zapolować na nowości.
W każdą sobotę, godzinę wcześniej, jest to barwny tłumek uczniów, czyhających na dostęp do jednego z dziewięciu komputerów. Dźwiękowi otwieranych od środka drzwi biblioteki towarzyszy wybuch radości i energiczny szturm do, usytuowanego z boku, pulpitu bibliotekarki. Teraz najważniejsze, by szybko dostać karteczkę z wypisanymi oznaczeniami, gwarantującymi swobodne, bezpłatne, godzinne serfowanie w sieci. Niektórzy negocjują możliwość skorzystania z ulubionego stanowiska. Do wyboru są trzy - dwa komputery przy małej szatni, na lewo od drzwi wejściowych, dwa na końcu sali przy oknie z widokiem na bloki sąsiedniego osiedla. Młodzież wybiera jednak najczęściej rząd komputerów, ustawionych tuż za działem książek dla najmłodszych, po prawej stronie.
Pierwszego dnia pracowałam, nieźle marznąc, przy stanowisku od strony osiedla. W kolejne pani Jola zaprowadziła mnie do pierwszego stolika z widokiem na regał z książkami. To było idealne miejsce do pracy. Dobry komputer, nieco z tyłu mrucząca raz po raz drukarka i cały parapet na rozłożenie papierów. Z przodu sceneria idealna - nikt i nic nie rozprasza myśli. Pozostało pytanie: - Ile godzin wytrzymam?
Godz. 11
Boli kręgosłup i drętwieją palce. Na szczęście pani Jola robi mi ulubione cappuccino z magnezem. Przechadzam się z filiżanką w końcu sali. Kątem oka dostrzegam dziwne spojrzenia innych osób pracujących przy komputerach. Cóż to za przywileje? - zdają się mówić delikatne uśmieszki. Maszeruję przez 5 minut wśród regałów myśląc, że biblioteka nareszcie ma dobre warunki pracy. Tyle przestrzeni. Istniejąca od 1949 r. skarbnica książek nie miała na początku tyle szczęścia. Ciasne pokoiki w willi "Mazowsze", niewiele większe w obecnym Urzędzie Miasta i Gminy. Wchodziło się od strony dzisiejszej apteki. Niewiele lepiej było w pomieszczeniach budynku Ochotniczej Straży Pożarnej czy willi pana Walewandra. Teraz zatrudnione tu trzy bibliotekarki mają mnóstwo światła i miejsca, by sensownie wyeksponować książki w kilku działach. Dla dorosłych i dzieci przewidziano oddzielne księgozbiory. W obydwu istnieje jeszcze podział na bibliotekę podręczną i księgozbiór właściwy. W lewej części sali umieszczono cztery wygodne fotele, służące czytelnikom w kąciku prasowym. Można tu poczytać zarówno modne magazyny, jak i prasę o wyrazistym profilu politycznym. Prosto z wejścia czytelnik natyka się, na boku olbrzymiego regału, na oryginalną wystawę prezentowaną w formie kart wielkiej księgi. Od roku można zapoznać się w niej w biografią znakomitego rysownika Michała Elwiro Andriollego, który w Nałęczowie znalazł się z powodu swej choroby i pozostał już w uzdrowisku na zawsze. Wysokie ściany pomieszczenia zdobią wielkie fotogramy przedstawiające fragmenty willi nałęczowskich zdobionych snycerką w stylu "świdermajer".
Godz. 12
Pierwsza fala spieszących się czytelników, korzystających z wypożyczalni, już opuściła bibliotekę. Teraz pora na smakoszy bibliotecznych, co to pochodzić pragną sami wśród regałów, poczytać przy rzędach książek na stojąco, śledząc uważnie półki z nowościami. Na szczęście te są zawsze pełne. Pani Małgosia z dumą stwierdza, że na zakup książek nie brakuje bibliotece funduszy. Zarówno z Urzędu Miasta i Gminy, jak i ministerstwa pieniądze płyną bez przeszkód, w 2011 r. wydano np. 5511 złotych. Na wielu książkach można znaleźć pieczątkę świadczącą o zakupie z Programu Biblioteki Narodowej "Zakup nowości wydawniczych do biblioteki".
Godz. 13
Stuk otwieranych co chwila drzwi świadczy o tym, że skończyły się lekcje w niektórych szkołach. Pojawiają się więc nauczyciele, którzy w głębi biblioteki przy licznych stolikach pracują z uczniami do wojewódzkich i powiatowych olimpiad. Maluchy po dwoje, troje zasiadają do komputerów na codzienną porcję zabawy. Ja sięgam po kanapkę, wszak to pora obiadu i porcji lekarstw. Przechadzam się więc znowu, zaglądając dyskretnie przez ramię bywalcom biblioteki. Mężczyzna po trzydziestce otwiera strony z ozdobnymi szafami drewnianymi. Artysta porównujący projekty czy dobry mąż zastanawiający się nad wymyślnym zakupem z okazji Dnia Kobiet? Pachnące czterdziestolatki przy kolejnych stanowiskach zawzięcie pracują na Facebooku. Za chwilę jedna sięga po słuchawki. Pora na wypożyczony u bibliotekarki film.
Godz. 14
Nie czuję już rąk, cierpną mi mięśnie - normalne u staruszki, ale się nie podaję. Zmagam się z "Wizytówkami Ziemianek". Wymyśliłam, że przy wystawie rękodzieła pokażemy w Galerii album z indywidualnymi dokonaniami artystycznymi pań skupionych w Klubie Haftu. Nawet nie przypuszczałam, że będzie tego tyle. Prace zakwalifikowane do wystaw: indywidualne i zbiorowe, nagrody własne lub wraz z klubem za prace zespołowe lub stoiska tematyczne, prace na rzecz klubu, reprezentowanie Nałęczowa na wystawach. Praca monstrualna, przekraczająca siły sześćdziesięciolatki, ale jak zaczęłam, muszę skończyć. W końcu nikt mnie nie zmuszał. Pomaga mi szefowa "Ziemianek" pani Krystyna, weryfikujemy wątpliwości z poszczególnymi osobami i przeszkadzamy pracującym obok. Zirytowanemu sąsiadowi komputerowemu pani Krysia zostawia jakieś słodkości z przeprosinami. Uśmiecha się z ulgą, gdy odchodzimy. Biblioteka jest bardzo bliska "Ziemiankom", gdyż tu trafiły ze zlikwidowanego Muzeum Historii Spółdzielczości, umieszczone w zbiorach specjalnych, fotografie z nałęczowskiej Szkoły Ziemianek' (1908-1936).
Godz. 15 (następnego dnia)
Trafiam na wielką falę rozemocjonowanych maluchów, z palcami poplamionymi długopisem. Toczą jakąś niezrozumiałą dla mnie, a fascynującą dla nich grę. Ile szczęścia w oczach, a ile niezwykłej koncentracji. Dużo młodych ludzi przy pulpitach bibliotekarek. To młodzież z gimnazjum i szkół średnich. Wielu młodych artystów kserujących materiały z dziedziny sztuki. Znak, że matura już niedaleko i trzeba oddawać prace dyplomowe. Bibliotekarki dwoją się i troją. Statystyki mówią, że w ciągu miesiąca odwiedza bibliotekę ponad 2,5 tysiąca czytelników, którzy w ciągu roku potrafią wypożyczyć 41 tysięcy książek. Każda musi przejść przez ręce bibliotekarki. Na szczęście biblioteka jest w pełni skomputeryzowana. Karta biblioteczna przyłożona do czytnika pozwala błyskawicznie odszukać osobę, oddawanie książek i wypożyczanie także odbywa się błyskawicznie. Czytelnicy mogą także korzystać z elektronicznych katalogów nawet w domu, by wyszukać potrzebną pozycję. A jest ich aż 25 tysięcy. Czasem zdarzają się zabawne sytuacje. Młodzian z niereformowalną fryzurą prosi o Szekspira. - Może Hamleta? - podsuwa bibliotekarka. -A to Hamlet napisał Szekspira - dziwi się młodzieniec.
Godz. 16
Nie dziwi mnie przywiązanie dzieci do biblioteki. Znajdują tu nie tylko bogaty księgozbiór lekturowy wyeksponowany w towarzystwie ulubionych przez dzieci zabawek, ale także ukochane komputery, na które wielu jeszcze nie stać. Wiele z nich przychodzi tu ze swoimi mamami. W czasie ferii zimowych, świątecznych, letnich wakacji w bibliotece odbywają się ciekawe zajęcia plastyczne. Można poznać najnowocześniejsze techniki plastyczne, pobyć z rówieśnikami, miło spędzić czas, niepostrzeżenie nabywając różnych umiejętności. Dorosłych przyciąga natomiast cykliczna oferta spotkań czytelniczych w formule "Spotkania z literaturą współczesną" lub "Ludzie z regionalną pasją". Podczas tych ostatnich biblioteka gości miejscowych autorów piszących o Nałęczowie. Co roku poszerza się wykaz wydanych samodzielnie przez bibliotekę książek. Znajdują się w nim: Kochany Obrzydłówku (autorstwa niżej podpisanej), Nad Jamcem i Wiliją J. Burczak-Abramowicza, Mała Ojczyzna. Katalog materiałów do historii Nałęczowa J. Babinicz-Wituckiej, Faustyna Morzycka. Siłaczka Żeromskiego i Osobliwości, zagadki i tajemnice Nałęczowa J. M. Sołdka.
Godz. 16:30
Kuracjusze odkładają poszukiwane nałęczowiana. Można tu bowiem przeczytać zarówno "Głos Nałęczowa" jak i "Gazetę Nałęczowską" oraz wiele wydawnictw turystycznych, przygotowanych przez LOT Krainę Lessowych Wąwozów czy historycznych, wydanych przez TPN. Młodzieńcy rozgrywają ostatnie partie gier komputerowych. Spóźniony czytelnik wpada po niezbędną książkę, którą musi mieć koniecznie natychmiast. Mamy z dziećmi odebranymi po pracy z przedszkola poszukują kolorowych książeczek "na dobranoc". Jeszcze tylko pozamykać wszystkie komputery. Posegregować w kilku rzędach tematycznych najczęściej wypożyczane pozycje, pogasić światła i można wędrować do domu. Kolejny dzień zacznie się od podliczania frekwencji, przepływu książek i planowania atrakcji na kolejny tydzień. Już niedługo "Faustynalia". Trzeba ustalić formę pasowania sześciolatków na czytelników, obmyśleć nowe konkursy, zastanowić się nad sponsorami nagród dla uczestników oraz wybrać osoby piastujące znaczące stanowiska w mieście, by poczytały dzieciom w ogólnopolskiej, dorocznej akcji. Na prace administracyjne i koncepcyjne panie zatrudnione w bibliotece: dyr. Katarzyna Wójcik, Małgorzata Żywicka i Jolanta Błaszczyk mają zaledwie godzinę. Tu się pracuje bez oszczędzania, ale na uśmiech dla czytelników, czasem znudzonych, zasmuconych, przemęczonych jest zawsze miejsce. Dlatego tak się tu wszyscy garną. Takie zdrojowe przytulisko, gdzie każdy czuje się jak w atrakcyjnie urządzonym, przyjaznym, pełnym dobroci domu.
W minionym miesiącu, w bibliotece miejskiej przeszkadzała