Z Nałęczowa wyjechałem o 6,25 rano [...], kupiłem po drodze drożdżówki w piekarni Krzysztofa i Michała Z. [...]. Przez Sadurki, Wojciechów, (co za fatalna droga!) Bełżyce, Niedrzwicę Dużą, Kraśnik, Janów- -Lubelski, Nisko, (postój i gorąca czarna kawa z termosu, oczywiście z kanapką, na parkingu koło stacji paliw za Jeżowem) [...]. Rzeszów [...]. Pogoda dżdżysta, jak na przedwiośniu co najmniej, a tu przecież zima i ani śladu śniegu. Dopiero za Domaradzem pojawił się wokół serpentyn szosy mokry śnieg, ledwie przykrywający zbocza wzgórz i gór...
W przededniu kuracji...
W Iwoniczu (wsi) dzieci źle pokazały mi drogę do sanatorium, i po ujechaniu około jednego kilometra musiałem zawrócić i skręcić w prawo, do Iwonicza Zdroju. Przed "Górnikiem" byłem o 11.05. Rejestracja, trwała zbyt długo. Dostałem pokój 319, z pięknym widokiem na dolinę potoku i nad nią niewysokie góry [...]. O 18.00 kolacja; stół sześcioosobowy, trzy panie i trzech panów, wszyscy - jak sądzę - po pięćdziesiątce, a może i niektórzy po sześćdziesiątce. O 18.30 wizyta u pani doktor, badania i przepisane zabiegi. Sympatyczna. Po 19 wyruszyłem na wieczorny spacer. W ręku góralska laska, pamiętająca jeszcze kurację w Ustroniu. Serpentynami ulicy księdza Rąba na dół i dalej, w prawo, poprzez trzy place w centrum, deptakiem doszedłem do sanatorium pod "Jodłą", skąd zawróciłem, zachodząc po drodze do sklepu spożywczego [...]. Spacer zajął mi godzinę i piętnaście minut, ale wróciłem cały mokry od potu [...], już windą powrót na trzecie piętro.
Dzień pierwszy
Długo nie mogłem zasnąć dzisiejszej nocy. Oglądałem po kolei różne filmy w telewizji [...]. Udało się chyba koło trzeciej i to nie na długo. Bóle lędźwi, drętwienie nóg i rąk. Ot i cały ambaras z moim kręgosłupem [...]. Miasteczko chyba mniejsze od Nałęczowa, ale uzdrowisko, to jest część sanatoryjna - jak się wydaje - nieco większa. Miałem już pierwszy zabieg: tuż przed obiadem gimnastykę grupową. Posiłki, jak dla mnie, wystarczające. Jak na razie urozmaicone i smaczne.
Zgłosiłem swój akces na dwie wycieczki: popołudniową, 29 stycznia, do Dukli i "skansenu naftowego" w Bóbrce i całodniową, 9 lutego, do Krynicy i Biecza...
Wieczorny spacer, tą samą trasą, do centrum uzdrowiska. Podoba mi się troska władz miasta i dyrekcji uzdrowiska o reklamę, promocję Iwonicza. Świąteczne neony na deptaku; barwne żarówki i neony na obiektach, nawet neon nad wejściem do kościoła... Nadal leży niewielki śnieg, wieje silny wiatr, trzyma mały mróz.
Przepierka przepoconego podkoszulka, nocna herbata owocowa, notatki, telefon do żony, film w telewizji; dobry film: Wojna Harta, z Colinem Farrellem w roli głównej. Wcześniej, przed kolacją, zacząłem czytać Strach Jana T. Grossa.
Dzień drugi
Burza. Dobrze po północy, gdy byłem wpatrzony w telewizor, błyskawica przeszyła mrok nocy za oknem, grzmot i za chwilę śnieżna wichura uderzyła w budynek... Wyskoczyłem z tapczanika i podbiegłem do okna: ponowny błysk i potężny grzmot pioruna; świerk naprzeciwko mojego okna, czubkiem sięgający czwartego piętra, giął się od uderzeń wiatru, po chwili światła osiedla na przeciwległym wzgórzu zginęły w tumanie śnieżycy. Huk i świst. Coś niesamowitego.
Rano, zrezygnowałem z niedzielnej eskapady samochodem do pobliskiego Rymanowa Zdroju [...]. Śniadanie świąteczne: kakao, wędlina, ser topiony, smaczny chleb i placek drożdżowy. Po śniadaniu, wreszcie, pospałem kilka godzin.
Trzeci mój spacer na dół do Zdroju, tym razem za dnia. Obejrzałem stare i nowe obiekty w centrum uzdrowiska, kupiłem przewodnik [...] Iwonicz Zdrój i okolice, film do aparatu, kilka pocztówek.
Iwonicz Zdrój położony jest w wąskiej dolinie - według moich szacunków od bodaj 60 metrów do nie więcej jak 200 metrów szerokości - Iwonickiego Potoku i na zboczach wzgórz, a raczej niewysokich gór, wyrastających na wschód i zachód od doliny rzeki. W najstarszej części uzdrowiska, przy trzech sąsiadujących ze sobą placach usytuowane są główne obiekty Zakładu Leczniczego "Uzdrowisko Iwonicz Zdrój" SA. Niektóre o zbyt pretensjonalnej, jaskrawej - moim zdaniem - kolorystyce. Niestety, stare drewniane obiekty, jak "Biały Orzeł", "Mały Orzeł" i kilka innych są już znacznie zniszczone upływem czasu.
I nie pomoże już kolejna warstwa farby położona na starych wypaczonych deskach XIX-wiecznej architektury secesji szwajcarskiej czy jeszcze starszych stylów. Obiekty te wymagają po prostu generalnego remontu, lub - jest to przykre, lecz prawdziwe - rekonstrukcji (podobnie, jak kilka starych willi w Nałęczowie), z pozostawieniem - chyba nie tylko moim zdaniem - elementów artystycznej stolarki - koronkowej dekoracji balkonów, obramowania drzwi i okien oraz innych elementów kunsztownej snycerki. Świetnie natomiast prezentuje się nowoczesny zakład przyrodoleczniczy, "zawieszony" tuż nad starym centrum, na zboczu góry Winiarskiej [...]. Po kolacji obejrzałem w świetlicy występ zespołu "Trojka". Czworo przemiłych starszych wiekiem artystów: pani i trzej panowie (dwaj już przekroczyli 80 rok życia) z Rzeszowa, lecz wszyscy rodem ze Lwowa. Trójka śpiewała lwowskie piosenki i kuplety, wiązankę piosenek cygańskich. Pan akompaniujący na akordeonie (to ten czwarty) opowiadał też pieprzne kawały i dykteryjki. Półtoragodzinny koncert, przy świetnie bawiącej się publiczności, nie tylko w wieku emerytalnym [...].
Nie powinienem jeść na kolację sałatki warzywnej, chociaż smaczna, wzdęty jestem jak mały balon [...].
Za oknem wzmaga się, od pewnego czasu, wiatr. Świerk kołysze się miarowo. Jest godzina 21.50. Jeszcze kilka pocztówek do domu [...], Szwecji, do znajomych [...], a pozostałe jutro.
Dzień trzeci
Tak naprawdę, to dzisiaj rozpocząłem zabiegi. W sobotę było, powiedzmy, preludium [...], dziś cztery: przed śniadaniem kąpiel wirowa, po śniadaniu mineralna kąpiel solankowa, gimnastyka i aquavibron, czyli coś pośredniego między masażem suchym a masażem wodnym.
O 13.45 wyruszyliśmy dużą grupą, kilkadziesiąt osób, z przewodnikiem na spacer po Iwoniczu Zdroju. Przez górę Winiarską, obok, nieczynnego jeszcze, a może - już?, narciarskiego wyciągu orczykowego, do źródła "Bełkotka", dalej do centrum. Przewodnik nasz posiadał - co jest dla mnie oczywiste - dużą wiedzę o swoim mikroregionie (a opowiadał w podobnym stylu, jak Janek D. z Nałęczowa), także dobrą dykcję, gdy recytował wiersz Wincentego Pola przy "Bełkotce"... Ładna pogoda, niewielki mrozik, wokół biało i od czasu do czasu błysnęło słońce zza chmur... Wracając do "Górnika" zaszedłem na pocztę wysłać kartki pocztowe, pstryknąłem kilka zdjęć i wdepnąłem do baru "Pod Górką" na szklaneczkę grzanego wina...
C.D.N.