Niejako wstępnie przedstawię się: nazywam się Jan Lech Sołdek i jestem rodowitym nałęczowianinem z dziada-pradziada, a opisywana kapliczka znajduje się ok. 30 metrów od mojego domu. Ponadto niektórym przypominam, a wielu informuję, iż ojciec mój Tadeusz ps. "Zawierucha" działając w ruchu oporu był w czasie okupacji hitlerowskiej m. in. komendantem oddziałów bojowych Batalionów Chłopskich, a po aresztowaniu Józefa Sołdka (jego stryjecznego brata) od jesieni '43 został mianowany komendantem B.Ch. na gminę Nałęczów.
W przeciwieństwie do tzw. "wspomnień" przez was długo publikowanych - działalność zarówno ojca mojego, jak również "Bernarda" (Józef Sołdek) jest historycznie udokumentowana w wielu książkach (wymienię chociażby: Stefan Rodak "Rola": "Maszerują Chłopskie Bataliony" LSW Warszawa, 1960.; Tegoż autora "Marszem Podziemnym" - L.S.W, 1970 r., a także: Michał Tarka: "Dzieje Nałęczowa" TPN. Nałęczów, 1989.). Z całą pewnością nie można tego powiedzieć o tych, tzw. "wspomnieniach", które od początku do końca zostały wysłuchane przez młodego, jak mu się wydaje "dziennikarza" i przelane na papier (który jak wiadomo wszystko przyjmie)... ale, nie o to wszak tu chodzi, ergo: no to o co w końcu wszystkim zainteresowanym chodzi?
Po co ta cała hucpa z ową "Kapliczką Niezgody"? Otóż wyrażam mniemanie, że tym razem nie chodzi o pieniądze - lecz o zwykłe zakłamanie prawdy historycznej i stworzenie mitu bohaterskiego, a jednocześnie skrzywdzonego przez społeczność miejscową - bojownika. Bo czemu miał służyć serial tzw. "wspomnień", drukowanych przez dłuższy czas w "Gazecie Nałęczowskiej"? Obawiam się, że była to, jak mawiają Rosjanie: podgatowka (lub zgoła: razwietka). Powstaje więc pytanie: skąd my to znamy (?!). Diagnoza? Proszę bardzo: cały ten cykl "wspomnień" to nic innego jak próba "michnikowszczyzny" w wydaniu prowincjonalnej gazetki. Waszym głównym grzechem jest publikowanie niesprawdzonych informacji (niezweryfikowanych w jakichkolwiek archiwach) bądź nieprzeprowadzenie wielu wywiadów w wielu środowiskach. (...) Ale po co jeździć czy też chodzić, jeśli dostaje się gotowy "materiał" do ręki? Historia kapliczki jest następująca: w roku 1950- -tym Ignacy Sołdek z pomocą swego zięcia Bronisława Kęsika postawili kapliczkę na skrzyżowaniu dróg polnych (obecnie róg Kombatantów i Batalionów Chłopskich), chcąc uczcić pamięć swojego syna Józefa Sołdek ps. "Bernard", zamordowanego przez Niemców w styczniu 1944 r. na Lubelskim Zamku. Kapliczka w stanie znakomitym (co roku remontowana i pielęgnowana przez część mieszkańców Kolonii Nałęczów) stała sobie do czasu, kiedy współautorka "wspomnień" postanowiła ją zniszczyć. Jak pomyślała, tak też i uczyniła. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że posiadam dokumentację fotograficzną kapliczki z kilku ostatnich lat.
Nie jest absolutnie prawdą, że ten obiekt sakralny był w stanie fatalnym i że jak twierdzi wasz kandydat na bohatera: "Nikt od lat nic nie robił w tej sprawie" (cytat z notatki B.W). Ostatnio osobiście (mam świadków) wykonałem malowanie postumentu kapliczki, a było to na przełomie kwietnia i maja tego roku.
Wreszcie pytanie zasadnicze: jeśli rzeczywiście ów kandydat na bohatera chciał postawić nową kapliczkę, to dlaczego nie uzgodnił tego ze społeczeństwem i z odpowiednimi władzami? Niszcząc zabytek sprzed 57 lat dokonał profanacji symbolu chrześcijańskiego, tj. krzyża. Z pewnością czyn ten jest co najmniej niegodny jak na prawdziwego bohatera, jest również godny potępienia.
Sprostowania wymagają pewne nieścisłości, co prawda drobne ale zawsze. Po pierwsze: uroczystości poświęcenia pól odbywają się przemiennie z drugim miejscem (kapliczka koło sołectwa), czyli co drugi rok. Druga uwaga to fakt, że nikt policji nie wzywał i w związku z tym nie była ona obecna podczas oględzin nadzoru budowlanego. Nie będę się już dłużej rozpisywał i na koniec wyrażę pogląd (nie tylko własny), że wbrew temu, co twierdzą "bohaterowie" oświadczam, że społeczeństwo Kolonii Nałęczów chce, ażeby kapliczka była - aczkolwiek z jednym zastrzeżeniem: by na zniszczonej przez "bohaterów" kapliczce był napis: "Jezu ufam Tobie 1950". Jeżeli tylko tyle będzie napisane (i nic więcej!). Proszę bardzo! PS Jeżeli zdjęcie, dokumentujące notatkę B.W. coś ma wyrażać, to proszę uprzejmie zapytać się osoby prezentującej jakąś bezkształtną masę obrobionych płyt (czy innego materiału) dlaczego odwraca się tyłem do obiektywu (nie sugeruję, że ma nas, czyli społeczeństwo gdzieś - ale z przebiegu całej sprawy tak to wygląda).
Nałęczów, listopad 2007
Od redakcji
Redaktor Naczelny: "Gazeta Nałęczowska" drukuje "Wspomnienia" Czesława Sołdka od kilku lat i szkoda, że dopiero teraz zaczyna się polemika na łamach gazety w tej sprawie, skoro były w niej przekłamania, jak sugeruje autor listu Jan Lech Sołdek. Do tego zarzut nierzetelności... cóż wspomnienie, to swego rodzaju pamiętnik, pod którym podpisuje się autor wspomnień lub osoba, której przekazał je wspominający.
Jako kolejny redaktor naczelny gazety kontynuowałam zamieszczanie w niej "Wspomnień" Cz. Sołdka w dawno rozpoczętym cyklu, który miał niebawem się zakończyć. W tym czasie wspomnieniami zainteresował się Lubelski Instytut Pamięci Narodowej, który zapewne będzie badał zawarte w nich treści. Informacje na temat Cz. Sołdka można odnaleźć w książce z 2006 r. pt. "Żołnierze Nieugięci. Procesy członków Związku Więźniów Politycznych Okresu Komunistycznego w Lublinie", opracowana przez prof. dr hab. Jana Ziółka z KUL.
"Gazeta Nałęczowska" stara się udostępniać swe łamy osobom o różnych poglądach, po to by możliwość ich wyrażenia miała cała społeczność naszego miasteczka. Te poglądy nie muszą być zgodne z zapatrywaniami osób redagujących gazetę, co zastrzegamy sobie w stopce. Ale nie jest to chyba jasne dla autora listu, skoro podkreśla "wasz kandydat na bohatera". To że prezentujemy w gazecie relację człowieka, który ma ciekawe i jakże dramatyczne życie, nie oznacza iż jest on "naszym" kandydatem na bohatera. Czesław Sołdek jest natomiast bohaterem tekstów zamieszczanych w gazecie, tak jak cała galeria osób, o których piszemy, wspominamy, prezentujemy je.
Mniemanie autora listu o "podgatowce", niech pozostanie jego mniemaniem, wolno mu mieć swoje zdanie. Ja mam inne i raczej pozostaniemy w tej kwestii przy swoich racjach. Tyle tytułem drukowania "Wspomnień" Cz. Sołdka w "Gazecie Nałęczowskiej". Jeśli zaś chodzi o "Kapliczkę niezgody". W tym krótkim tekście przedstawiłam obiektywnie racje dwóch stron. Nie moja w tym wina, że są one różne. I wiem, że trzeba dużo taktu i chęci kompromisu z obu stron, by doszło do porozumienia. Zgadzam się natomiast z pytaniem zasadniczym autora listu - z kwestią niepoinformowania lokalnej społeczności o planowanej przez fundatorów inwestycji. Nie byłoby może tylu kontrowersji, gdyby państwo Marta i Czesław Sołdkowie stawiali kapliczkę w porozumieniu z mieszkańcami.
Natomiast nadużyciem jest twierdzenie J.L. Sołdka , że krzyż został sprofanowany. Nikt go nie wyrzucił na śmietnik, ani nie sprzedał na złom. Fundatorzy nowej kapliczki wmurowali go w jej fundament. Czy mieli do tego prawo? Nie "Gazeta Nałęczowska" powinna o tym rozstrzygać.
Były Redaktor Naczelny: Nie rozumiem zarzutu, że publikowaliśmy - w ramach wspomnień - historie, które nie były opisane w książkach. Czy mam rozumieć, że należy publikować tylko to, co było już publikowane wcześniej?
Chybiony jest też zarzut że we wspomnieniach są jakieś błędy. (jakie? gdzie? tego Pan nie pisze) Po to są właśnie łamy, jak był Pan łaskaw się wyrazić, "prowincjonalnej gazetki", by wymieniać różne poglądy i informacje, także na temat przeszłości tejże "prowincji". Postawa typu "ja wiem lepiej, ale nie powiem" niczego nie wnosi.
No i na koniec zarzut "michnikowszczyzny", dla kogoś piszącego o historii, najcięższy. Warto przypomnieć w tym miejscu, że Gazeta Wyborcza pod naczelnictwem Michnika publikowała, nie tylko bzdury, ale i kłamliwe, a nawet haniebne oskarżenia wobec niewinnych i zasłużonych ludzi - szczytem tego było oskarżenie powstańców warszawskich o "wymordowanie resztek warszawskich Żydów".
Jeśli więc chodzi o rzucanie fałszywych oskarżeń, to nie ja tu michnikowszczyznę uprawiam, ani nikt z mojego zespołu. Proszę spojrzeć na siebie.
Na koniec, po odrzuceniu tylu zarzutów, do jednego wypada się przyznać: Tak, rzeczywiście kilkuletnia publikacja wspomnień "Białego" była "podgotowką". Pod remont kapliczki. Stałem bowiem na usługach mafii cementowej, która w ten sposób chciała zwiększyć sprzedaż swojego produktu.
Przyznaję się też do przyjęcia korzyści majątkowej od ww. mafii pod postacią worka cementu. Użyłem go oczywiście do ulepienia figurki Michnika-Buddy.