Napisał 
28
Gru
2017

Kroniki nałęczowskie (10)

Z NAŁĘCZOWA
"Kurier Codzienny" 1900, nr 277


   Chyba już piętnaste wakacje przepędzam w Nałęczowie i jeszcze nie mam go dosyć, czego nie mógłbym powiedzieć o innych letnich miejscowościach.
   A przecież nie mniej od reszty miłośników natury podziwiałem Giewont nad Zakopanem; z domu "Pod Mickiewiczem" w Szczawnicy lubowałem się widokiem Trzech Koron; pod Raperswilem .jeździłem na rowerze przez pachnące szwajcarskie łąki; nareszcie - w Wiśle oddychałem niezrównanej czystości powietrzem i zachwycałem się tamtejszymi jak marzenie pięknymi krajobrazami.
   Każda z tych miejscowości była prześliczna, nieporównana, godna najwyższych pochwał, lecz z każdej z wielką ochotą wracałem do Nałęczowa.
   Gdybym tylko ja sam ulegał pociągowi do tego lubelskiego zakątka, można by mój gust zaliczyć na karb dziwactwa. Ale podobnych amatorów bywało i jest więcej. Artysta Andriolli mieszkał tu kilkoma powrotami, zanim obrał sobie Nałęczów na miejsce wiecznego spoczynku. Istnieje cały szereg willi zbudowanych przez osoby, które, przyjechawszy tu na kurację czy odpoczynek, osiedliły się następnie na dobre. Raciborski z Warszawy posiadał w Nałęczowie dom i ładny ogród, który sprzedał. Lecz niebawem porwała go taka tęsknota do Nałęczowa, że powrócił, kupił nowy kawałek gruntu, zbudował nowy dom i teraz zaprowadza nowy ogród. Panna Zaleska z Ukrainy przyjeżdża tu co rok na zimę, państwo zaś Henrykostwo Marconiowie, przepędziwszy wielki sezon nad Renem lub w Ostendzie, po tamtejszych cudownościach wracają na odpoczynek do Nałęczowa, a cała ich rodzina jednym głosem zapewnia, że - dopiero tutaj jest im dobrze na świecie!
   Nie przesadzę, gdy powiem, że wykrzykniki podobne powtarza większość nałęczowskich kuracjuszów.
   Skąd to pochodzi? Przede wszystkim z ogólnych warunków tutejszego pobytu. Każdy pacjent znajduje tu: troskliwą opiekę lekarską, dobrze prowadzone kąpiele wszelkiego rodzaju, niezwykle czyste powietrze, wyborną wodę do picia, wygodne pokoje, wcale przyzwoitą kuchnię zakładową, nareszcie - czytelnię, gazety, a w letnim sezonie muzykę i rozmaite rozrywki.
   Do tych ogólnych warunków przybywają specjalne. Połowę, a może i większą część tutejszych pacjentów stanowią ludzie wyczerpani nerwowo. Tacy zaś potrzebują natury, dużo natury, ładnej, ale zarazem i łagodnej, tej, która zdaje się pieścić człowieka, a bynajmniej nie przytłacza go potęgą i nie skazuje na bohaterskie, ale męczące wysiłki.
   Otóż natura stanowi bodaj czy nie największy wdzięk Nałęczowa, a odznacza się niezwykłą rozmaitością. Lubisz do chodzenia drogi równe i gładkie - masz drogi równe i gładkie; lubisz drzewa - masz drzewa, stare i młode, najrozmaitszych gatunków. Gdy twej poetycznej naturze nie wystarcza park - możesz pójść do lasu albo w pole, albo na łąkę. A jeżeli masz ochotę do wycieczek górskich, znajdziesz tu i góry rozmaitej postaci, tudzież na parę wiorst długie wąwozy.
   Jeżeli wreszcie tęsknisz do wody, masz i wodę bądź w formie stawu, po którym można pływać łódkami, bądź w formie rzeczki, która wężowym ruchem przemyka się przez łąkę między grabami i wierzbami.
   Tutejsza rozmaitość widoków ma dla ludzi zdenerwowanych tę zaletę, że łączy się z małymi rozmiarami. Do lasu, do wąwozów, do Góry Krzyżowej albo Poniatowskiego idzie się co najwyżej - kwadrans. Góry zaś i przepaście tutejsze, jakkolwiek i one nastręczają pole młodym panom do okazywania zręczności wobec młodych dam, są przecież tak łagodne i niewysokie, że na każdą można wejść w parę minut.
   Dodajmy, że w tutejszym lesie jeszcze nikt nie zabłądził, w wodzie nikt nie utonął, na wycieczkach nikt karku nie skręcił, a pojmiemy, z jakiej racji Nałęczów maże być bardzo miłym dla zdrowych, a nieocenionym dla wszelkiego rodzaju nerwowców. Bo i spokój, nawet w najruchliwszych tygodniach sezonu, łatwo znaleźć tu można chociażby o kilka minut za zakładem.
   Kiedy obecnie, po roku niebytności, przyjechałem do Nałęczowa, znalazłem już zmiany. Przede wszystkim nie zastałem wieloletniego dyrektora, świętej pamięci Konrada Chmielewskiego. Był to człowiek, który żył sercem i umarł na serce, doznawszy od świata wielu pociech idealnych i dużo goryczy realnych. Umierał jak bohater, najwięcej troszcząc się o to, że jego choroba przysparza zajęcia już i tak zajętym kolegom lekarzom, a śmierć - może zaniepokoić pacjentów.
   Chmielewski oddal dużo usług zakładowi i serdeczne zostawił po sobie wspomnienie. Jego następcą jest doktor Puławski, dobry lekarz i dobry człowiek.
   Tyle co do zmian osobistych. Na zewnątrz Zakładu powstało kilka nowych willi; wzdłuż i w poprzek gościńców porobiono chodniki i przejścia dla pieszych, a w najładniejszych miejscowościach spacerowych, jakimi są Góra Krzyżowa i wąwozy, wykopano parę wiorst ścieżek.
   Wewnątrz Zakładu także zaprowadzono kilka ważnych ulepszeń. W młodym lasku, na Górze Armatniej, urządzono nowe drogi; hotel z hydropatią połączono za pomocą ogrzewanych korytarzy, zaś salę jadalną z kuchnią zamiast dawnego, odkrytego i niebezpiecznego mostku łączy dziś kryty balkon, co jest wygodniejsze dla służby, a smaczniejsze dla potraw.
   Najważniejsza jednak reforma dotyczy zaprowadzenia pieców w pokojach budynku hydropatycznego, dzięki czemu - Zakład posiada dzisiaj ze czterdzieści numerów zimowych, w których ewentualni kuracjusze będą mogli zamieszkać.
   Trzeba dodać, że według opowiadań osób zasługujących na wiarę zimowy sezon kuracyjny w Nałęczowie ma być przyjemny.
   Na tym skończę pochwały dla Nałęczowa. Może trafią w szczęśliwą chwilę i jakiemu bijącemu się z myślami, dokąd jechać na zimę, neurastenikowi pokażą drogę. Taki pan, jeżeli nie znudzi się w Nałęczowie i choć trochę ukoi cierpienia, niech nam o tym doniesie.
(0 głosów)