- Czym właściwie jest Liga Obrony Kraju?
- Jest to organizacja istniejąca od 1944, której to zaczątki w postaci Towarzystwa Przyjaciół Żołnierza powstały na pierwszych skrawkach wyzwolonego kraju. W okresie PRL-u miała ona charakter paramilitarny. W jej działalności pomagało w dużym zakresie wojsko. LOK szkolił wtedy przedpoborowych głównie w ramach prawa jazdy. Ale nie tylko, LOK do dzisiaj, oprócz kultywowania swoich tradycji, organizuje na terenie całej Polski różnego typu koła szkolne i pozaszkolne, kluby żeglarskie, płetwonurkowe czy modelarskie. Dziś LOK jako organizacja jest organizacją apolityczną, do której mogą należeć wszyscy którzy sobie tego życzą. Dawniej LOK zrzeszał około 2 milionów członków, teraz około pół miliona w skali ogólnopolskiej. Kiedyś miała ona charakter masowy, dziś jest to stowarzyszenie zrzeszające dobrowolnych członków, którzy wypełnią deklaracje wpłacą składkę i zobowiążą się do przestrzegania statutu.
- A Klub Oficerów Rezerwy?
- Jest to podstawowa jednostka Ligi Obrony Kraju, powstała prawie 50 lat temu. Początkowo mogli do niego wstępować tylko oficerowie rezerwy. Od lat 90-tych wchodzą w jego skład nie tylko oficerowie ale również podoficerowie, szeregowcy oraz cywile. Należeć można bez względu na opcje polityczną czy wyznanie, jedyny warunek to zapoznanie się ze statutem i przestrzeganie regulaminu.
- Na początku września uroczyście odchodzono 40-lecie KOR LOK w Nałęczowie. Czy pamięta Pan początki nałęczowskiego KOR-u? Od czego właściwie się zaczęło w Nałęczowie?
- Nie mogę nie pamiętać, ponieważ jestem jego założycielem. Po prostu 40 lat temu w Nałęczowie było wielu oficerów rezerwy, którzy w zaistniałej sytuacji postanowili się zrzeszyć w KOR-ze. Na pierwszym spotkaniu wyborczym zostałem prezesem i pełnie już tą funkcję nieprzerwanie 15 kadencję.
- Przez ten czas wiele na pewno się wydarzyło. Jakie chwile były najtrudniejsze, a które najmilej Pan wspomina?
- Trudności były różne, ale największe były zawsze finansowe. Pieniądze ze składek członkowskich są nieduże, 24 złote od osoby rocznie. Oczywiście jest to niewielka kwota, żeby zorganizować jakąkolwiek imprezę czy wyjazd. Radzimy sobie jednak znajdując sponsorów, którzy wspierają nas w różnoraki sposób.
- A te najmilsze?
- To przede wszystkim wyjazdy do różnych jednostek wojskowych. Zwiedzaliśmy na zaproszenie Dowództwa Floty Polskiej, bazę marynarki wojennej w Świnoujściu. Gościliśmy również w Wesołej pod Warszawą gdzie stacjonuje elitarny I Praski Pułk im. T. Kościuszki. Przy okazji właśnie tej wizyty mogliśmy oglądać manewry wojskowe odbywające się na pobliskim, ogromnym poligonie. Przy każdej z takich wycieczek, mogliśmy sobie także postrzelać z różnego rodzaju broni.
- A jak wygląda dzień dzisiejszy KOR LOK Nałęczów ?
- Od czasu do czasu odbywają się zebrania, głównie z okazji świąt państwowych i wojskowych, połączone często z prelekcjami zaproszonych gości. Staramy się żegnać każdego naszego członka, który odchodzi na wieczną wartę, wystawiając na pogrzebie, poczet honorowy ze sztandarem naszej organizacji, a czasem sprowadzając orkiestrę wojskową i zaciągając posterunek honorowy. Organizujemy dwa razy do roku zawody strzeleckie dla młodzieży szkolnej o puchar burmistrza. W turniejach tych biorą udział wszystkie nałęczowskie szkoły ponad podstawowe oraz gimnazjum w Wąwolnicy. Posiadamy również dość silną drużynę strzelecką ,która uczestniczy w zawodach strzeleckich dla członków KOR. Zapraszamy ,także różnych ciekawych gości. Ostatnio organizowaliśmy spotkanie z gen. Stanisławem Skalskim, legendą lotnictwa polskiego, asem lotnictwa, walczącym podczas Bitwy o Anglię w dywizjonach 303 i 301. Bywał u nas również Marszałek Senatu Longin Pastusiak, który jest honorowym członkiem nałęczowskiego KOR-u i wielu innych. Oprócz tego prowadzimy kronikę naszego stowarzyszenia.
- 9 września w Pałacu Małachowskich, odbyło się jubileuszowe spotkanie z okazji 40-lecia KOR LOK Nałęczów. Czy mógłby Pan opowiedzieć jak ono wyglądało ?
- Długo przygotowywaliśmy się by to rocznicowe spotkanie odbyło się właściwie i z należną godnością. Udało się nam wybić na tą uroczystość specjalny medal z okazji 40-lecia, który został wręczony gościom i członkom KOR Nałęczów. Przybyło wielu gości między innym: trzech generałów, Prezes LOK, Wojewoda Lubelski, Marszałek i wice-Marszałek Województwa, posłanka Izabela Sierakowska i senator Maria Szyszkowska. Zaprosiliśmy arcybiskupa Bolesława Pylaka który został naszym honorowym członkiem, a także proboszcza parafii nałęczowskiej Aleksadra Plewika. Byli również liczni delegaci z zaprzyjaźnionych KOR-ów i organizacji związanych z wojskiem. Niestety, choć obiecali, nie mogli się zjawić Marszałek L. Pastusiak i minister sprawiedliwości G. Kurczuk, ale przesłali nam życzenia. W trakcie spotkania udekorowano oznaczeniami aktywnych członków KOR-u. Spotkanie zainicjowała msza święta odprawiona przez arcybiskupa i proboszcza w kościele parafialnym. Potem uroczystości przeniosły się do Pałacu Małachowskich, gdzie Nałęczowska Orkiestra Dęta dała krótki koncert dla ponad dwustu, zebranych w sali balowej uczestników tego uroczystego spotkania. Następnie zdano relacje z 40-letniej działalności naszego koła. Przyjęliśmy też nowych honorowych członków. Jest ich już prawie osiemdziesięciu a między innymi były Prezydent Polski na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
- Oprócz członków KOR również i Pan podobno otrzymał wysokie odznaczenie Państwowe. Czy można wiedzieć jakie?
- Za całokształt pracy zawodowej, oraz szeroką działalność społeczną w różnych organizacjach, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej przyznał mi Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, a prezes zarządu głównego LOK, najwyższe odznaczenie organizacyjne - Honorową Odznakę za zasługi dla Ligi Obrony Kraju.
- Gratuluje Panu tych odznaczeń. Jako, że pełni Pan obowiązki prezesa nieprzerwanie od początku nałęczowskiego KOR-u, pamięta Pan pewnie jakieś zabawne historie jakie przydarzyły się podczas jego istnienia. Mógłby Pan opowiedzieć jedną z nich?
- Zorganizowaliśmy kiedyś wycieczkę do Brygady Podhalańskiej, która stacjonowała w okolicach Zakopanego. Aby sprawnie poruszać się po górach musieliśmy szybko opanować jazdę na koniu. Większość z nas po raz pierwszy dosiadała wierzchowców i w wyniku nieodpowiedniej techniki jazdy poobijała sobie pewną część ciała. Po tym zdarzeniu kilka osób, w szczególności kobiet zadeklarowało, że więcej nie wsiądzie na konia, co było powodem do śmiechu dla reszty grupy.
- Czego można życzyć stowarzyszeniu na następne 40 lat ?
- Tego, żeby istniało i sprawnie funkcjonowało wykonując wszystkie te działania, które są zgodne ze statutem. Żeby jej członkom nie zabrakło aktywności i zapału do pracy, a na spotkaniach pojawiali się ciekawi i ważni goście.
rozmawiał Michał Kowalczyk