OBRAZY Z WNĘTRZA
Cielesność uchwycona nasyconymi barwami w pozie miłości to główny temat jego gwaszy, rysunków, obrazów. Przypominają rozświetlające przestrzeń witraże, zdradzają jego myśli, pragnienia, przemyślenia, emocje. Gdy myśl-idea uwodzi jego zmysły, sprawia, że barwne plamy układają się w portret, przypadkowe słowa w wiersz. Przyjemność tworzenia jest ulotna. Czas między kolejnym obrazem, wierszem wypełnia proza życia. Gdy odkłada pióro, pędzel jest zwyczajnym, szarym człowiekiem.
Śpieszy się, robi zakupy, choruje i czeka, nieustannie czeka na myśl, na natchnienie, na spotkanie, które zaintryguje i znów upragniony dotyk pędzlem płótna, szukanie metafor. Ot, prozaiczna praca artysty.
POETĄ SIĘ BYWA
Zadebiutował późno, właściwie kiedy miał wreszcie na to czas. Najpierw była nauka w nałęczowskim "Żeromszczaku" i początek przygody ze sportem. Wyjazd z Nałęczowa i układanie sobie życia i kariery sportowej poza rodzinnym miastem.
Razem z Jerzym - bratem bliźniakiem biegali, trenowali - 13 lat biegałem, prawie 60 tys. km przebiegłem, miałem stypendium sportowe - wspomina pan Bohdan - Uprawiałem wyczynowo sport, byłem zawodnikiem klubów: Wisła Puławy, Stal Mielec, Wawel Kraków, Budowlani Kielce. Najmilej wspominam mojego opiekuna na obozach kadry narodowej maratonu Janusza Sidłę, oszczepnika.
BLIŹNIAK
Sport to był pomysł jego starszego o jakieś pięć minut brata bliźniaka i to jemu w sporcie lepiej szło.
- Tak to jest z bliźniakami, że jeden jest przewodnikiem, a drugi podporządkowanym - wyjaśnia ze śmiechem pan Bohdan - Ja jestem od Jurka młodszy i jestem tym podporządkowanym. Brat od zawsze miał duży wpływ na moje życie. Wiele rzeczy razem planowaliśmy, a gdy w Kołobrzegu poznaliśmy bliźniaczki, zamierzaliśmy ożenić się z nimi.
Jednak tylko brat zrealizował ten plan. Znalazłem swoją drugą połowę w Kielcach. Tam założyłem rodzinę...- zamyśla się.
Znalazł szczęście, ale nie na długo. Po nieudanym związku szukał swojego miejsca w Oblęgorku. Przyszedł też czas kończyć sportową karierę, bo zdrowie szwankowało.
- Zacząłem pracować w Strawczynie, potem w szkole w Oblęgorku. Uczyłem w-fu i PO, ale miałem też dyżury w przedszkolu, pomagałem przy remoncie sali gimnastycznej. W ferie, czy wakacje prowadziłem dodatkowe zajęcie, bo byłem dyspozycyjny. Wytrzymałem 10 lat pracy nie tylko na etacie wuefisty i złotej rączki.
POWRÓT
W 1994 r. nie czuł się jak marnotrawny syn wracając po 20 latach do rodzinnego Nałęczowa.
- Wyjeżdżając z Nałęczowa nie wiedziałem, że do niego kiedyś jeszcze wrócę. - przyznaje
Chciał zacząć wszystko od początku. Nieudane życie rodzinne, zakończona kariera sportowa, która nadszarpnęła zdrowie. Tym bardziej, że dochodziło do głosu coś, co zawsze go fascynowało pisanie.
- Jeszcze jako 12-latek lubiłem pisać listy i zapamiętywać wszystko to, co mnie spotykało. Swoje wrażenia, przemyślenia przelewałem na papier. Rysowałem też laurki, obrazki koleżankom i kolegom na zamówienie. Gdy patrzy się na jego obrazy trudno uwierzyć, że nie kończył żadnej szkoły plastycznej.
Talent drzemał, aż eksplodował w połowie lat 90.
- Puściłem wodze fantazji, musiałem się zregenerować, znaleźć odskocznię od dotychczasowego życia - zwierza się - Piszę, jak piszę. A jak nie mogę pisać, to maluję...
DEBIUT
- Do napisania pierwszego tomiku wierszy podpuścił mnie Jan Stępień. Wysłałem wiersze na konkurs im. Józefa Czechowicza.
Jan Strzałkowski stwierdził, że to ma sens. I w 1996 r. wydałem debiutancki tomik - "Piknik w chmurach" - opowiada Bohdan Saba.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Powstawały kolejne wiersze, uzbierało się ich na drugi tomik, bardziej o Nałęczowie i nałęczowskich znajomych: "Po drugiej stronie tęczy" (1998). Organizował też wystawę swoich gwaszy. Działał w KOR, należał TPN. Po wypadku drogowym, dokończył trzeci tomik poezji "Gwiezdny pył.. (Dmuchawce)" (2002).
CZEKAJĄC NA NICOLE
Czwarty zbiór wierszy jeszcze nie ukazał się, czeka. - Jestem bezrobotny bez prawa do zasiłku i nie mam pieniędzy na wydanie wierszy. Na razie wiersze czekają, dojrzewają. Na okładce będzie ilustracja z Nicole.
Zaczyna swoją opowieść o miłości sprzed lat.
- To był niesamowita historia. Poznałem Nicol jak jeszcze byłem w Krakowie w wojsku. Po zakończeniu służby nasz kontakt urwał się. Nie odezwała się, nie napisała słowa wyjaśnienia.
Po 25 latach dzięki trzeciemu tomikowi wierszy odnalazłem ją w Krakowie. Nie sądziłem, że spotkamy się jeszcze kiedykolwiek. Od tamtej pory czasem spotykamy się w Krakowie. Jesteśmy razem, choć osobno na odległość.
ŻYCIOWE MOTTO
- Moje wiersze nie są zbyt łatwe. Jeśli komuś zależy na tym, by zrozumieć wiersz i zastanawia się nad jego sensem, to wtedy odnajdzie mnie poprzez siebie. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby ktoś zrozumiał to, o czym piszę...