Takim tytułem opatrzyłem swoje refleksje po przeczytaniu 84-stronicowej książeczki pt. „Bunt magnolii” autorstwa Edwarda Piwowarka – jednego z moich poprzedników na urzędzie naczelnika miasta i gminy w Nałęczowie na początku lat 70. ub. wieku. Książeczkę tę zakupiłem na targach staroci w Nałęczowie za 26 zł i nie tytuł mnie zainteresował, a jej autor, którego dobrze znałem i szanowałem. Tego samego dnia „połknąłem” jej treść, zadumałem się i z pewnym niesmakiem książeczkę odłożyłem, lecz po pewnym czasie przeczytałem ją raz jeszcze i postanowiłem ustosunkować się do jej treści.Oczywiście nie sądziłem, że naczelnik E. Piwowarek, nadawszy sobie pseudonim WARSKI, ma taki polot literacki, negatywny stosunek do kierowniczej roli partii (Do partii wstąpiłem, bo musiałem - choć wiele rzeczy mi się w niej nie podoba ..., str. 46), fantazję „ułańską” – prawie na co drugiej kartce pojawiają się wyrazy drink, bimber, koniak, lufa, wódka, flaszka, połączone z konkretnymi osobami o swoich imionach i pseudonazwiskach. […]Nie spodobało mi się, że dopiero po wieku latach, będąc na emeryturze (2008 r.) zrzuca winę swojej niekompetencji na rządzącą wówczas partię polityczną (szczególnie mści się na ówczesnym sekretarzu KP PZPR w Puławach tow. Szostku).[…] Po tym wstępie chciałbym nawiązać do tytułu mojej refleksji i opowiedzieć barwną historię opisaną we wspomnianej książeczce o gazyfikacji Nałęczowa przez p. Piwowarka i panią Ewę Szelburg-Zarembinę – znaną pisarkę mieszkającą w Warszawie i czasowo w Nałęczowie.Naczelnik zwrócił się do pani Ewy z prośbą o wstawiennictwo w tej sprawie u premiera rządu Piotra Jaroszewicza, bo tylko on miał prawo decyzji w tej sprawie. Pisarka obiecała zająć się tą sprawą. Po kilkunastu dniach naczelnik otrzymuje list od pani Ewy, w którym napisała: byłam u premiera Jaroszewicza w sprawie gazu… Z dalszej części wynika, że pani Ewa została przyjęta i wysłuchana ze zrozumieniem, reszta zależeć będzie od Tarnowskich Zakładów Gazowniczych, którym premier polecił zająć się tematem Nałęczowa (rozdz. „List” str. 53). Pan Edzio P. uwierzył w to zapewnienie, pojechał do Warszawy z bukietem białego bzu i serdecznymi podziękowaniami, po czym zmontował silną grupę nałęczowskich działaczy (Albert Zubrzycki, Ignaś Sulikowski i Ignaś Piech), wynajęli prywatny samochód i pojechali do Tarnowa załatwiać gazyfikację Nałęczowa: Wychudły portfele Apcia i Ignasia kasujących rachunki za przyjęcie w restauracji i noclegi w jednym z lepszych hoteli, a zawarte ustalenia i podpisany dokument usatysfakcjonował obydwie „wysokie umawiające się strony” i zmierzał do szybkiego sfinalizowania doprowadzenia gazu zarówno do celów gospodarczych, jak i ogrzewania.O święta naiwności! Mój kolega nie miał zielonego pojęcia, co kryje się w temacie „gazyfikacja Nałęczowa”.Ja po kilku latach, gdy zostałem naczelnikiem w 1976 r., szukałem tego pisma o umawiających się stronach i listu pani Ewy do naczelnika – niestety, w ogóle nie było teczki pt. „Gazyfikacja Nałęczowa”. Jestem przekonany, że premier P. Jaroszewicz nie przyjął pisarki na audiencji prywatnej, tylko ktoś z podrzędnych pracowników odesłał ją do Tarnowa. Natomiast dyrektor Tarnowskich Zakładów Gazowniczych zapytał o zgodę premiera na zastosowanie gazu ziemnego do celów grzewczych. Podobnie było w czasie mojej delegacji do Tarnowa. Dyrektor przypomniał sobie, że były u niego przed paroma laty władze Nałęczowa w sprawie gazu, lecz pisma ze zgodą premiera ciągle nie ma. Natomiast w czasie drugiej wizyty, gdy przed- stawiłem mu zgodę wicepremiera rządu na gaz grzewczy dla Nałęczowa, dyrektor zdziwił się bardzo i zapytał: jakim cudem otrzymaliście tę zgodę? Odpowiedziałem, że Uzdrowisko Nałęczów to kardiologiczny unikat w skali Polski, a mikroklimat tam istniejący nie może być zanieczyszczany kopcącymi wydzielinami z ponad 400 kotłowni na węgiel, drzewo i koks.Dzisiaj już mogę zdradzić kulisy załatwienia zgody rządu na gaz grzewczy. Moje pierwsze zadanie jako naczelnika miasta i gminy Nałęczów to powrót do sprawy gazyfikacji. W Głównym Inspektoracie Gospodarki Energetycznej w Warszawie jego dyrektor odprawił mnie z kwitkiem mówiąc, że nie mamy żadnych szans na uzyskanie takiej zgody, bo premier wszystkim odmawia. Na dowód pokazał mi teczkę z dziesiątkami pism od wojewodów, dyrektorów dużych zakładów pracy i przedsiębiorstw z napisem „negatywnie – P. Jaroszewicz”.Ręce mi opadły. Ale jakiś czas później dzwoni do mnie dyrektor PP Uzdrowisko Nałęczów p. Tomasz Podgórski informując, że jest u niego w sanatorium Nr 1 wicemarszałek Sejmu p. prof. dr arch. Halina Skibniewska. Może ona by nam pomogła z tym gazem? Na drugi dzień wraz z dyrektorem PPU Nałęczów i I Sekretarzem Komitetu jesteśmy u pani wicemarszałek. Po wysłuchaniu moich ubolewań na temat smogu w Nałęczowie, zanieczyszczania mikroklimatu przez kopcące 400 kotłowni, pani wicemarszałek bardzo się zmartwiła – wie o zakazie premiera, z premierem nigdy jeszcze nie rozmawiała, bo on rozmawia tylko z marszałkiem sejmu, obawia się, że niewiele może pomóc w tej sprawie. Jednakże po namyśle powiedziała, że ma pewną myśl. Rzekła: „Mój mąż jest Architektem Głównym Warszawy, podlega służbowo pod wicepremiera Szydlaka. Wiem, że premier P. Jaroszewicz wyjeżdża 1.06.1979 r. na urlop na Krym do Jałty. Ja poproszę męża, żeby pod nieobecność premiera podpisał wam tę zgodę wicepremier. Może się uda. Tylko cicho-sza”. Mnie pani Skibniewska nakazała przygotować pismo z odpowiednią motywacją, zaadresować na Urząd Rady Ministrów – nie na premiera – i przekazać jej na 3 dni przed wyjazdem do Warszawy po zakończeniu kuracji, a dalej zobaczymy.Tak też się stało. W połowie czerwca pani wicemarszałek zadzwoniła: „Macie zgodę na gaz do celów grzewczych – a teraz do roboty!”Realizacja gazyfikacji Nałęczowa była o wiele trudniejsza. Obdzwoniliśmy biura projektowe niemal w całej Polsce. Wszędzie grzecznie przyjmowali zlecenie, ale wykonanie za ok. 4 lat. My chcieliśmy wykonać projekt w ciągu jednego roku. To się też udało. Dokumentację realizacyjną wykonał dyrektor Biura Projektowego w Krośnie – Stanisław Steliga – kolega ze szkolnej ławy. Ale konserwator zabytków z Kazimierza Dolnego postawił warunki nie do przeskoczenia. Nie posłuchaliśmy. Zawnioskował karę do wojewody Tadeusza Wilka. Wojewoda ukarał mnie naganą, ale za 2 tygodnie dał nagrodę 800 zł.W końcu pierwsza „świeczka” gazu ziemnego zabłysła pod Urzędem MiG, druga przed piekarnią Alberta Zubrzyckiego. Był to koniec 1980 roku. Tak więc mój kolega i przyjaciel Edzio „Warski” pisząc te wspomnienia (2008 r.) słyszał, że dzwonili, ale nie wiedział kto, gdzie i do kogo. [...]Ja nie mam inklinacji do pisania wspomnień. Moja książka tylko z 13. lat naczelnikowania miałaby ponad 500 stron. Powiem tylko w skrócie. Przy moim dużym udziale organizatorskim i kierowniczym, przy pełnej współpracy z dyrekcjami zakładów pracy, sanatoriów i działaczy społecznych, przy zrozumieniu i poparciu naszych działań przez aparat partyjny szczebla powiatowego i wojewódzkiego oraz pełnej pomocy z strony władz administracyjnych Puław i Lublina – Nałęczów oprócz gazyfikacji zyskał kilkanaście innych ważnych inwestycji, które do tej pory służą jego mieszkańcom.[...] Bardzo żałuję, że nie udało mi się dokończyć rozpoczętego procesu budowy obwodnicy Nałęczowa. Mieliśmy dokumentację zatwierdzoną przez władze wojewódzkie na pierwszy odcinek od Antopola do ul. Kolejowej do drogi na Drzewce za stacją CPN. Drugi odcinek od wsi Drzewce, omijając zabytkową gminę Wąwolnicę, kończył się w Łopatkach przy drodze na Puławy. Zabrakło nam tylko końcowych rozmów z rolnikami w celu wykupu fragmentów ziemi na poszerzenie wiejskich dróg.Kończył się PRL, przygotowywano Okrągły Stół. Nowe władze zajmowały się nowymi problemami. Przepadły uzgodnienia, środki finansowe, naczelnik przeszedł na emeryturę, a obwodnicy jak nie było tak nie ma. Obecny burmistrz Nałęczowa Andrzej Ćwiek zapewnia, że w latach 2015-2020 obwodnica będzie realizowana. Nowy projekt realizacyjny został zatwierdzony przez Marszałka Województwa Lubelskiego, przy udziale środków unijnych. Życzę z całego serca powodzenia.