6-go maja, o godzinie 16-tej, my mieszkańcy ulicy Głębocznica przeżyliśmy horror. Oto silny wiatr zwalił jedno z wiszących nad ulicą drzew, wprost na linie dużego napięcia, powodując na długości 400 metrów porwanie i spalenie drutów, które kawałkami spadały siejąc iskry i ogień. Cudem uniknęła śmierci uczennica z Głębocznicy idąca w tym czasie ulicą. Sieć na przestrzeni kilkuset metrów - zniszczona, a nawet linie odchodzące do domów przy ulicy Głębocznica zostały stopione. Byłem w tym czasie w ogrodzie, nad którym przebiegają druty, które od wstrząsów splątały się i sypały iskrami.
Owszem, przyjechali elektrycy z Puław. Godzinami wieszali nowe linki, ale też nie chcieli wyciąć następnych kilku zwisających nad drutami drzew, bo to do nich nie należy i może to załatwić - powiadają - burmistrz. I tak koło się zamyka. Po następnej burzy będzie nowa awaria. No cóż. Jesteśmy w Unii. Może Unia za nas to zrobi?
(S. Butrym)