Nieprzewidzianie, nieoczekiwanie, w sobotę 22 listopada br. rano znalazłam się w Nałęczowie. Tuż po opuszczeniu dworca kolejowego spotkałam przystojnego pana, który bezinteresownie zawiózł mnie do progu miasta.
Weszłam w jesienną mgłę. Po chwili zobaczyłam sędziwą aleję okazałych drzew z rozmytą perspektywą sugerującą tajemniczy dalszy ciąg trasy. Widok, jak kadr z filmowej baśni. To ulica Andriollego, zapewne tego od sugestywnych ilustracji do „Pana Tadeusza”. A więc Mickiewicz pojawia się w polu mojej wyobraźni.
Idę dalej. Po lewej drewniany sczerniały domek przywodzi na myśl Zakopane z czasów Witkiewiczów. Obok majaczy światełko w mlecznych oparach.
Idę dalej. Przez bramę wchodzę w obszar parkowy. Na trawie pasą się kaczki i łabędzie. Łabędzi jest siedem; może to jest siedmiu zaczarowanych braci z baśni? Pływają w basenie, w anturażu czarnych pionów, między którymi przebija się zamglone światło słońca. Obok mnie dziewczyna o aparycji Venus z Luwru. Skąd tu taka piękność? Może to siostra, która odczaruje swoich białoszyich braci, tylko zdobędzie dla nich koszule z włókien pokrzywy.
Idę dalej, mijając postaci, sunące powoli w milczeniu, szare jak drzewa, u stóp których leżą wielkie plamy rdzawych liści. Ten sztafaż niewyraźny we mgle przypomina obraz mitycznych Pól Elizejskich.
Dalej, do pałacu prowadzi mnie uprzejmie pani, zażywająca tu kuracji. A oto pan Prus ze spiżu; na chwilę przestał czytać książkę, żeby oczy trochę odpoczęły.
Mam wrażenie, że znalazłam się w środku filmu trójwymiarowego, a właściwie w czwartym wymiarze także; czuję, że tu działa Genius loci - że to miejsce jest obdarzone jakimś czarem. Właśnie tu ludzie odzyskują zdrowie i spokój ducha.
Wnętrze pałacu. Muzeum Bolesława Prusa. Przenoszę się w odległe lata; ożywają osoby z fotografi i i bohaterowie powieści... Wpisuję się do księgi pamiątkowej.
Kolejny kadr tego szczególnego filmu, w którym tkwię - to Sala Balowa. Kilkadziesiąt osób nieruchomo i milcząco uczestniczy w misterium, którego kapłanką , czyli Spiritus Movens jest dyrektor Muzeum Stefana Żeromskiego, pani MARIA MIRONOWICZ-PANEK. Uczestniczę w zakończeniu IX Ogólnopolskiego Konkursu na Małe Formy Literackie, im. Stefana Żeromskiego.
Szczęśliwym trafem władzę w mieście powierzono artyście, który ufundował nagrody specjalne. Poparcie idei kontynuowania literackiej działalności w formie nagród uzyskano też ze strony Towarzystwa Przyjaciół Zakładu Leczniczego SA, efekt tej współpracy jest więc znakomity.
Spotkanie uświetniła obecność osób znaczących w kulturze Nałęczowa i przybysz z Warszawy, aktor i profesor pan STANISŁAW GÓRKA, który mistrzowsko przedstawił nagrodzone teksty, przeplatając je wybitnymi piosenkami przy gitarze - wcielając się w rolę barda.
Równolegle odbyło się podsumowanie efektów konkursu na felieton, tym razem ku czci Bolesława Prusa, które poprowadziła kierownik Muzeum Bolesława Prusa Bogumiła Wartacz. Wśród nagrodzonych prac była humorystyczna dywagacja na temat pierogów ruskich, co zaowocowało natchnieniem dla pałacowej gastronomii, która uraczyła uczestników spotkania kuszącymi w formie, zapachu i smaku pierogami, ozdobionymi zielenią bazylii.
Podczas biesiady rozmowy krążyły wokół historii literackich konkursów Nałęczowa. Goście z całej Polski w upominku otrzymali książkę z poprzednio nagrodzonymi tekstami oraz - od sekretarza Kwartalnika Literackiego AKCENT, jurora konkursu - pana WALDEMARA MICHALSKIEGO - jeden z egzemplarzy tego znakomitego periodyku literackiego.
Wczesnym zmrokiem opuściłam to zaczarowane miejsce, gdzie poczułam się, jak w Ziemi Obiecanej - i wróciłam do powszechnej trywialności, tępoty i bezmyślności. Łatwiej mi jednak żyć w tym marazmie, gdyż odczułam prawdziwość zdania umieszczonego w muzeum B. Prusa, a sformułowanego przez niego samego podczas pobytu w Nałęczowie: „Ci, którzy tu byli, stali się lepszymi ludźmi”.