Gdy dojechałem na miejsce, zobaczyłem grupkę Niemców, którzy obsługiwali stację radiową. Szybko zrozumiałem, że właśnie tu znajduje się sztab dowodzenia całą akcją. Od ludzi dowiedziałem się, też o tym ze Niemcy przyjechali tutaj nocą i od rana rozpoczęli łapankę ludzi z okolic Nałęczowa. Brali przy tym każdego kto stanął na ich drodze, a później wywożono złapanych w kierunku stacji kolejowej. Cała akcja miała na celu uderzenie w ruch oporu poprzez zastraszenie miejscowej ludności.
Było już późne popołudnie gdy, jeden z Niemców zaczął coś "szwargotać" po niemiecku przez radio. Mówił dość długo a z tonu jego wypowiedzi wywnioskowałem, że wydaje on rozkazy o zakończeniu akcji poszczególnym oddziałom. Moje przypuszczenia szybko się sprawdziły, bowiem zaczęto ładować na mój wóz różną aparaturę łącznościową i tym podobne rzeczy. Gdy już skończono załadunek, towarzyszący mi żandarmi weszli na wóz i kazali mi jechać do nałęczowskiej stacji kolejowej.
Na miejscu czekała spora grupa niemieckich żołnierzy. Dwóch z żandarmów zeskoczyło z wozu i zaczęło zdejmować pakunki. Trzeci z nich łamaną polszczyzną i gestami kazał mi odsunąć siedzenia do tyłu i usiąść na dnie wozu, żeby nie było mnie widać. Następnie kazał mi wracać jak najszybciej do domu.
W drodze powrotnej natknąłem się jednak na kilka ciężarówek załadowanych ludźmi. Po bokach siedzieli uzbrojeni niemieccy żołnierze, którzy pilnowali aresztowanych. Mi udało się wrócić bezpiecznie do domu. Wkrótce dowiedzieliśmy się co spotkało zatrzymanych. Po przewiezieni na stację, zostali popędzeni do wagonów i wywiezieni na Majdanek. Po miesiącu zatrzymani powoli zaczęli powracać, trwało to blisko pół roku. Część jednak nigdy nie ujrzała swoich domów. Umarli w obozie.
Opracował Michał Kowalczyk
16 lipca 1943 Niemcy wywieźli na Majdanek 1000 mężczyzn z Nałęczowa i okolicznych wsi.
(red)